wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział VII

Czytasz - skomentuj. Dla Ciebie to kilka sekund, dla mnie motywacja do pracy.



Charlie mi mówiła, że jak naprawdę się zakocham to przy pocałunku moje serce będzie waliło jak szalone, a przy tym moje usta będą pragnęły tego więcej i częściej. Czyli, że zakochałam się w Harry'm? Czy jest to w ogóle możliwe? Przecież moja przyszłość jest już z góry ustalona - Nicholas, ślub i nie ma mowy o czymś innym. Tylko, że ja nie kocham Nicholasa. Nigdy go nie kochałam. Nigdy nie był mi bratnią duszą, ani przyjacielem. Nigdy. Sama się sobie dziwię, że w ogóle zgodziłam się na związek z Nicholasem, bo skoro go nie kochałam to co sprawiło, że powiedziałam tak, gdy zapytał się, czy zostanę jego żoną? Hmm może postąpiłam tak ze względu na presję rodzin, szczególnie mojej matki. Pamiętam jak patrzyła na mnie tego dnia, z takim wzrokiem jakby chciała wykrzyczeć: "no już, mów to cholerne tak!" Zdecydowanie można było ją wtedy w taki sposób odebrać. "Życzymy wam szczęścia kochani". W sumie nawet nie pamiętam jak się wtedy czułam, o czym myślałam. Może byłam zbyt skołowana tym całym wydarzeniem i dlatego nie stawiałam oporów tylko byłam potulna jak baranek. Na najbliższym spotkaniu z rodziną definitywnie z nim zerwę, nie ma innej opcji. Nie będę się z nim męczyła. Jestem warta kogoś lepszego, a nie takiego chama i prostaka, mimo szlacheckiego pochodzenia. Kto w ogóle mu je dał? No tak, odziedziczył je, bo się urodził w takiej rodzinie. Parszywy osioł. Jak sobie tylko przypominam jak na mnie krzyczał to odechciewa mi się w ogóle jego widzieć.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dochodziła godzina trzecia rano. Zamiast spać rozmyślam nad swoim
życiem. Chyba po raz pierwszy mi się to zdarzyło, nie spać tylko rozmyślać. Najgorsze jest to, że rodzina mi nie pozwoli się związać z Harry'm, bo jest on zwykłym chłopakiem, jak dla nich nikim nadzwyczajnym. Nicholas ma pochodzenie, a to się w mojej rodzinie liczy najbardziej. Nic tylko przedrostek przed imieniem. Nikogo nie obchodzi prawdziwa miłość, bo prawie nikt jej nie przeżył. No może jedynie William i Kate, tak mi się wydaje. Wyglądali na naprawdę w sobie zakochanych i nie zmuszonych do bycia razem. Ugh, jak bym chciała tak móc żyć. Nie licząc się z opinią rodziny. Jak bym chciała być z kimś kogo będę kochać całym swoim sercem. Czy dużo oczekuję? Przecież to niewiele.

Nie! Odejdź stąd i nie wracaj! Ile razy mam powtarzać, że cię nienawidzę! Odejdź! Aaaa! To boli! Zobaczysz, przegrasz wszystko! Aaa!
Przebudziłam się w wielkim bólu. Cała spocona. Zegarek wybił godzinę czwartą. Wstałam pośpiesznie z łóżka. Adrenalina działała. Choć wszystko mnie bolało chciałam z tąd uciec. Uciec jak najdalej. Pośpiesznie ubrałam na nogi jakieś trampki, zarzuciłam bluzę na plecy i ruszyłam do wyjścia.
- Dokąd, Madie!? - zobaczyłam przed sobą Harry'ego. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami, po czym go odepchnęłam.
- Nie teraz Harry!
Zbiegłam szybko po schodach i zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe wybieglam z domu. Biegłam przed siebie nie patrząc pod nogi, non stop potykając się o jakieś przeszkody. W końcu padłam na ziemię. Zimną ziemię wyłożoną kamykami. Podniosłam twarz z kamieni. Spojrzałam w niebo. Nie zastanawiałam się co się teraz ze mną stanie. Czułam się tak jak powiedział mi Nicholas. Czy naprawdę byłam dziwką, tylko dlatego że spotykałam się z Harry'm? Przecież my tylko się przyjaźniliśmy. Teraz to już nawet i on mnie znienawidzi. Tak oschle jeszcze chyba nikogo nie potraktowałam, szczególnie gdy ten ktoś był dla mnie tak życzliwy, kochany i opiekuńczy. Żeby tego wszystkiego było mało zaczęło padać. Podniosłam się ostatkiem sił z ziemi i przeszłam kawałek, kulejąc na prawą nogę, w stronę pustej ławki. Usiadłam na niej. Podniosłam delikatnie kolana ku górze i przyciągnęłam je ku twarzy, zamykając się w kulkę. Deszcz padał, a ja płakałam. Całkowicie rozbita. Całkowicie inna ja. Nigdy nie byłam tak załamana, tak pusta, bez duszy. Czułam się jakbym coś straciła. A może bardziej jakby ktoś ukradł mi mnie, zabrał ze sobą, zmieniając mnie w inną osobę. Nicholas wmówił mi, że jestem bezużytecznym śmieciem, dziwką, szmatą, puszczającą się z każdym napotkanym facetem. Ale przecież tak nie było. Przecież to były zwykłe brednie, ale ja w nie uwierzyłam. Ale jak mogłam w ogóle w to wierzyć? Czułam się tak, jakby on kierował moim umysłem. Kazał mi tak myśleć, mimo że go nie było koło mnie. Czułam non stop zadawany mi przez niego ból, nie tylko ten fizyczny, ale głównie ten psychiczny. Całkowicie mnie rozwalił. Pokonał mnie. A wydawało się, że jestem mocnym przeciwnikiem. Jednak tak nie jest. Zawsze godziłam się na wszystko. Wydawało mi się, że tacy są faceci. Zawsze. Przecież ojca traktowałam jako najgorszego, a wcale taki nie był. Dopiero gdy poznałam Harry'ego ujrzałam, że facet może być inny i nawet uświadomił mi, że mój ojciec jest podobny do niego. Lało coraz mocniej. Ale szczerze mnie to nie obchodziło. Mogłabym zachorować i umrzeć i tak nikomu by nie było przykro. No może jedynie Becce, Charlie, babci, Kate i może tacie. Nagle przy moich nogach znalazł się mój pies. Spojrzałam na nią. Była cała mokra.
- W końcu! - usłyszałam głos Harry'ego. Podniosłam głowę. Stał nade mną cały mokry. W sumie kto by nie był skoro leje jak oszalałe.
- Szukałeś mnie? Po co?
- Nie zadawać głupich pytań. - uśmiechnął się. Nie widziałam tego, ale czułam. Czułam jego radość z tego, że mnie znalazł. - Chodź. - powiedział. Spojrzałam na niego. Popatrzał na mnie zbliżając głowę. Dotknął ręką mojego policzka. Potarł go palcem. Spojrzał na nogę, gdzie również spojrzałam. Miałam rozwalone udo. Wrócił znowu wzrokiem patrząc prosto w moje oczy i nic nie mówiąc wziął mnie na ręce.
- Lexi do domu. - powiedział Harry.
Szedł szybko nic nie mówiąc. Ja też się nie odzywałam. Nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Był taki kochany dla mnie. A ja go wcześniej tak potraktowałam.
- Przepraszam. - szepnęłam po chwili.
- Za co?
- Za wcześniejsze zachowanie. - przełknęłam ślinę. - Zachowałam się jak niewychowana panienka. Byłam... Przepraszam. Ty byłeś dla mnie taki kochany, a ja.. Sorry. Naprawdę mi przykro.
- Dobra już mała. Rozumiem. Nic nie było. Wszystko ok.
Mała? Jakie to słodkie. Kuźwa słodkie? Co ze mną?
- To dobrze, że się nie gniewasz. - uśmiechnęłam się, na co odwzajemnił uśmiech.
Gdy doszliśmy do domu Harry skierował swoje kroki prosto do łazienki.
- Teraz Cię tutaj zostawię. Ogarnij się mała, ja niedługo wrócę. - mówiąc to zniknął za drzwiami.
Co mu z tym mała? Kurde. Wcale nie jestem taka niska. Rozebrałam się z całkiem mokrych rzeczy. Weszłam do wanny i wzięłam gorącą kąpiel. Zrobiło mi się dobrze. Ciepło i przytulnie. Gdy woda zaczęła się robić zimna wolnymi ruchami wyszłam z wanny. Wytarłam się i spuściłam wodę. Włożyłam na siebie tylko wiszący tutaj szlafrok i wyszłam z łazienki. Zeszłam po cichu na dół. W salonie było rozpalone w kominku, przy którym ogrzewała się Lexi. Podeszłam do niej i podrapałam ją za uchem. Żeby jej tylko nic nie było. Nie chciałabym jej stracić, nie mogłabym. Zbyt kocham ją i Trix. Podeszłam do lodówki. Wzięłam łyk soku, który z niej wyciągnęłam. Odetchnęłam głęboko. Pokuśtykałam znowu na górę. Nie będę paradowała przecież w samym szlafroku. Ubrałam się w dresy i sportowy top, po czym znowu zeszłam na dół. Szukałam apteczki. Musiałam opatrzeć sobie udo, nie wyglądało zbyt dobrze. Poruszyłam się z bólu gdy oblałam ranę wodą utlenioną. Przyłożyłam gaziki i owinęłam bandażem. Gdy kończyłam do domu wszedł Harry. Od razu zauważył mnie w salonie więc podszedł do mnie z uśmiechem na ustach.
- Momencik piękna. Na policzku też masz ranę. Ją też trzeba chociaż odkazić.
- Też coś mam na twarzy? Serio?
- Tak myszko, ale spokojnie ja się tym zajmę bardzo delikatnie.
Usiadł na przeciw mnie. Wziął do ręki gaziki i nalał na niego wodę utlenioną. Lewą dłonią złapał delikatnie moją głowę, bym zbytnio się nie wyrywała, prawą natomiast trzymał gazik i delikatnie dotykał rany na lewym policzku. Zacisnęłam zęby, gdy zaczęło szczypać. Nie raz miałam takie rany, szczególnie jak zaczynałam jazdę konną. W końcu mie raz z niego spadałam. Gdy Harry zobaczył, że zacisnęłam zęby odsunął rękę.
- Boli? - zapytał czule.
- Trochę szczypie, ale to nic. - uśmiechnęłam się.
- No ok. Czyli mogę dalej oczyszczać tą ranę?
- Mhm. - kiwnęłam głową.
Patrzyłam na Harry'ego jak dokładnie to robi. Był ideałem. Mam nadzieję, że nie udaje, tylko jest taki
naprawdę. Boję się. Nie chcę by był chociaż trochę podobny do Nicholasa. Przyglądałam się mu non stop, w końcu i on spojrzał wprost w moje oczy. Zobaczyłam niesamowity błysk w tych jego zielonych tęczówkach. Piękne ma te oczy. Rozmarzyłam się trochę. Harry patrzył na mnie dalej, po czym się uśmiechnął nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie wytrzymam dłużej. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam prosto w usta. Nagle w głowie zapaliła się czerwona lampka z napisem co ty robisz. Momentalnie odsunęłam się od niego i uciekając wzrokiem powiedziałam:
- Wybacz. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Nawet nie wiesz, jak mi się to podobało. - zaśmiał się i podniósł moją głowę w górę delikatnie trzymając mój podbródek. Spojrzał mi w oczy i sam pocałował mnie bardziej namiętnie niż ja pocałowałam go wcześniej. W moim brzuchu działa się chyba jakaś rewolucja, a przez głowę przelatywało milion myśli na minutę. Chciałam tego i nie chciałam. To było straszne. Chciałam jego, ale nie mogłam go skrzywdzić. No ale było tak cudownie, że nie byłam w stanie skończyć tego pocałunku. Widocznie byliśmy zbyt blisko siebie, bo nagle na ziemię spadła butelka z wodą utlenioną. Na szczęście pusta. Odsunęliśmy się od siebie. Każde z nas patrzyło w inną stronę. Spojrzałam na niego ukradniem. Uśmiechał się tak jak ja. Odwróciłam wzrok, po czym poczułam, że on patrzy na mnie. Odwróciłam się w jego stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Obdarowałam go uśmiechem, który został odwzajemniony najpiękniejszym jego uśmiechem z dołeczkiem w policzku.
- To ja zrobię śniadanie. - zaśmiał się Harry.
- Pomóc Ci może?
- Nie piękna. Ty odpoczywaj. - uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Zaśmiałam się sama do siebie. Szczęście w nieszczęściu. Czy nie mam racji? Z jednej strony straszny horror z Nicholasem z drugiej wspaniała przygoda z Harry'm, która mogłaby nigdy się nie zakończyć. O Boże, chyba się zakochałam. Zastanawiam się, czy on też coś do mnie czuje. Oprócz tego gryzie mnie też to, czy on wie kim jestem? Czy może tylko dlatego tak się do mnie zbliża. Chce poznać rodzinę królewską. Chce korzyści. Mam nadzieję, że tak nie jest. Marzę by chciał mnie, a nie mojego pochodzenia, tak jak Nicholas. 

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział VI

Czytasz - skomentuj. Dla Ciebie to kilka sekund, dla mnie motywacja do pracy.




- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam głos Harry'ego. - Teraz usiądź sobie tutaj. - podprowadził mnie na miejsce, gdzie usiadłam. Pod sobą poczułam koc. Przygotował się, to było zaplanowane. Sam usiadł koło mnie. Jedyne co słyszałam to szum wody oraz czułam delikatnie muskający moją twarz wiatr. Położyłam się na kocu i spojrzałam w niebo. Malowało się na nim mnóstwo gwiazd.
- Wow! Coś pięknego. W centrum Londynu nie widać gwiazd, a tutaj widać je nadzwyczaj cudownie.
- To jedna z rzeczy, którą chciałem żebyś zobaczyła. - zaśmiał się. - Mogę zakryć Ci oczy i zaprowadzić Cię w jeszcze jedno miejsce?
- Raczej tak. - powiedziałam, po czym podniosłam się z koca. Harry podszedł do mnie i zakrył mi oczy swoją dłonią. Drugą ręką złapał moją dłoń i zaczął mnie prowadzić. Słyszałam jedynie coraz głośniejszy nurt rzeki. Gdy stanęliśmy Harry odsłonił moje oczy, a ja delikatnie je otworzyłam. Staliśmy na mostku
przebiegającym nad rzeką, która płynęła wewnątrz lasu. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Dwie lampy oświetlające mostek nadawały uroku miejscu. Mostek był obczepiony kłódkami, jak w Paryżu. Na nich pozapisywane były imiona chyba par, które wyrzuciły klucz do rzeki. Czyżby Harry chciał zawiesić kłódkę wraz ze mną? Przecież my znamy się zbyt krótko by cokolwiek można było sobie obiecać. Jednak czuję, że mogłabym to zrobić, bo moje serce czuje się przy nim lepiej niż przy Nicholasie. Nie wiedziałam co mam robić. Moje serce przepełniał lęk, ale oprócz niego czułam coś innego, jakbym była szczęśliwa? Chyba tak. W sumie tak mi się wydaje. Spojrzałam w stronę Harry'ego i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję za dziś. - szepnęłam.
- Mi nie dziękuj. To ja dziękuję. Było bardzo miło spędzić z Tobą dłużej niż godzinkę.
- Oj. Nie przesadzaj. To było zwykłe przyjacielskie spotkanie.
- No tak tak. Wiem o tym. - wyglądał jakby delikatnie posmutniał.
- Stało się coś? - zapytałam.
- Nie, czemu tak sądzisz?
- Bo wydawało mi się, że posmutniałeś.
- Dobrze, że powiedziałaś, że Ci się wydawało. - uśmiechnął się. Ale czuć było, że to nie był ten jego prawdziwy uśmiech.
Około godziny 2 rano Harry odwiózł mnie do domu. Byłam strasznie zmęczona, ale też byłam bardzo szczęśliwa. Poszłam wziąć szybki prysznic i po nim położyłam się spać.


*tydzień później*


Sobota. Możliwe, że dziś uda mi się znowu gdzieś wyjść. Zadowolona wyszłam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Po około pół godzinie wyszłam z niej i ubrana zeszłam do kuchni. Wypuściłam zwierzaki na zewnątrz, a sama po przygotowaniu im jedzenia, zrobiłam sobie śniadanie. Jadłam dosyć wolno, siedząc przed telewizorem. Było mi dobrze i nie chciałam nic więcej. Spokój i cisza, oraz dobry humor i jestem spełniona. Po zjedzonym śniadaniu położyłam się na kanapie i odpoczywałam oglądając tv. Nagle zadzwonił do drzwi dzwonek. Zdziwiona podniosłam się i niechętnie ruszyłam w kierunku drzwi. Zastanawiałam się kto to może być. Charlie, a może Harry, czy też ojciec z Beccą. Gdy stanęłam przed drzwiami odetchnęłam głęboko. Kładąc rękę na klamce przeszedł mnie niepokój, jakby za tymi drzwiami stał ktoś kogo nie chciałabym teraz zobaczyć. Otworzyłam ze strachem drzwi. Przeczułam najgorsze. Przed moimi oczami widniała postać Nicholasa. Moje serce jakby stanęło na chwilę w miejscu.
- Coś nie tak? - odezwał się Nicholas.
- Nie, nie. Skądże, jestem tylko zdziwiona. Co tutaj robisz? - zapytałam z nutką niezadowolenia w głosie. - Mogłeś chociaż zadzwonić. Nie myślałeś, że mogę mieć jakieś plany?
- No bez przesady, przecież jestem Twoim narzeczonym, więc nie muszę wcale zapowiadać swojego przyjazdu.
- Dla Twojej wiadomości. Powinieneś. Licz się ze mną, a nie tylko myślisz o sobie. Mógłbyś choć raz się postarać.
- Narzekasz tylko. - parsknął i wszedł do środka.
- Czy powiedziałam Ci, że możesz wejść? - zapytałam zdziwiona odwracając się w jego stronę. - Zachowujesz się jak ostatni cham. Wstań i wyjdź stąd. Nikt Cię tutaj nie zapraszał.
- Nie wyjdę. - krzyknął. - Nie będziesz mi rozkazywała. Nie jesteś ważniejsza ode mnie. Jesteś tylko moją przepustką do rodziny królewskiej.
- Przegiąłeś! Wypad stąd w tej chwili. Wychodź i nigdy nie wracaj.
- Nie możesz mnie zostawić. Co powie mama?
- Idź do niej jeżeli chcesz. Mnie zostaw w spokoju. Do mnie już nie masz po co wracać.
- Co mi po Twojej matce? Ona i tak nie jest związana już z rodziną królewską. Jest rozwiedziona z Twoim ojcem więc jest nic nie warta.
- Jest moją matką, więc mimo wszystko jest dla mnie kimś ważnym, więc nie masz prawa tak o niej mówić. Powtarzam po raz kolejny, wyjdź i nie wracaj.
- Nie wyjdę stąd suko. Pewnie masz kogoś, zdradziłaś mnie. Puszczasz się tylko na prawo i lewo.
- Jak śmiesz! - zamachnęłam się ręką w jego twarz jednak złapał mnie za nadgarstek.
- A co? Nie mówię prawdy? Jesteś dziwką i jeszcze się na mnie zamachujesz. Co to to nie. - podniósł swoją dłoń i przyłożył ją do mojego policzka. Delikatnie go dotknął po czym uderzył z całej siły.

Poczułam delikatne futerko koło mojej dłoni, a z drugiej strony pyszczek psa. Otworzyłam oczy. Wszystko zawirowało. Spojrzałam wokoło. Leżałam w przedpokoju. Zastanawiałam co się stało. Ostatnie co pamiętam to uderzenie w twarz i ciemność. Poleciałam kilkadziesiąt centymetrów od drzwi. Nieźle mnie uderzył. Nienawidzę go. Leżałam na podłodze i nie miałam siły się podnieść. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Momencik już podchodzę. - krzyknęłam.
Próbowałam wstać, jednak na próżno. Znowu usłyszałam pukanie, a po nim otworzyły się drzwi. Zza nich wychyliła się głowa Harry'ego. Rozejrzał się po pomieszczeniu i gdy mnie zobaczył z przerażeniem podbiegł do mnie.
- Co się stało? Kto Cię pobił? - delikatnie przejechał dłonią po moim spuchniętym policzku. Przejechał też dłonią po mojej głowie. Gdy oddalił swoją dłoń i spojrzał na nią zastygł w bezruchu, po czym spojrzał na mnie.
- Co jest? - zapytałam przerażona.
- Musimy jechać do szpitala. Masz ranę na głowie.
- Nie Harry, nie chcę jechać do szpitala. Proszę Cię, opatrz mi sam tą ranę, mam apteczkę u góry w łazience. Zamknij drzwi i weź mnie na górę.
- Oczywiście.
Zrobił to o co go prosiłam. Zamknął drzwi i podchodząc do mnie wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku i poszedł szukać apteczki do łazienki. Bardzo szybko wrócił z całym asortymentem i zabrał się za opatrywanie ran.
- Kto Cię tak załatwił Madie? - zapytał przykładając do mojego policzka okład z lodu.
- Nie ważne Harry.
- To jest ważne, bo może jeszcze się okaże, że ten ktoś Cię okradł.
- Coś Ty. On jest zbyt bogaty, żeby kogoś okraść.
- Kto to taki?
- Mój narzeczony.... Właściwie już były narzeczony.
- Masz narzeczonego?
- Miałam Harry. Czas przeszły. Przepraszam, że Ci nie mówiłam. Prawda jest taka, że gdybym Ci o tym powiedziała, to bym nie przeżyła tego wszystkiego z Tobą. Przy Tobie czułam się szczęśliwa i bezpieczna... Wybacz.
- Nic się nie stało. Najważniejsze, że żyjesz. - mówiąc to pocałował mój spuchnięty policzek, po czym znowu przyłożył do niego woreczek z lodem. - Nie mogę tego zrozumieć, jak osoba, która niby kocha tą drugą osobę może ją bez problemu skrzywdzić? To jest chore.
- To jest Nicholas, tyle na ten temat.
- Jak to się stało, że już byłaś zaręczona? Kochałaś go chociaż?
- To zbyt długa historia Harry, nie na dzisiejszy ból głowy. Obiecuję jednak, że Ci wszystko wytłumaczę w najbliższym czasie. Ok?
- Oczywiście, nie musisz teraz. Powiedz mi, zrobić coś? W czym Ci pomóc?
- Nie chcę żebyś tutaj niepotrzebnie siedział.
- Ale ja chcę pomóc. Zrozum. Powiedz tylko, co mam zrobić.
- Może wyprowadziła moją Lexi na dłuższy spacer i dasz im coś do jedzenia, a ja się zdrzemnę, ok?
- Oczywiście. - uśmiechnął się i wyszedł.
Nie wiem, która była godzina, kiedy po domu rozchodził się przecudowny zapach. Nie miałam siły wstać by zobaczyć co się dzieje. Jednak bardzo chciałam iść do toalety, więc musiałam zebrać się w sobie by spróbować wstać. Przesunęłam się na brzeg łóżka i złapałam się za szafkę dzięki czemu dałam radę usiąść na brzegu. Nogi zwisały mi bezwładnie poza łóżkiem, a ja zbierałam się w sobie żeby wstać i przejść się do toalety. Dobra na raz i wstaję. Podniosłam się, lecz zakręciło mi się w głowie i prawie upadłem, jednak złapał mnie Harry.
- Ty dalej tutaj? - zapytałam zdziwiona. - Przecież mówiłam, że masz iść do domu.
- Miałem Cię zostawić? Ani mi się śni Madie. Nie mam zamiaru mieć Cię potem na sumieniu.
- Przecież nic mi się nie stanie.
- Nic? Właśnie mogłaś upaść i rozbić sobie znowu głowę. Gdzie się chciałaś wybrać?
- Wiesz mam potrzeby fizjologiczne jak każdy człowiek, więc wezwała mnie w końcu toaleta.
- Dobrze, to Cię zaprowadzę i jak skończysz to po Ciebie przyjdę. Ok?
- Skoro tak Ci na tym zależy, to niech tak będzie.
Zaprowadził mnie do łazienki i wyszedł. Zrobiłam to co chciałam zrobić i chciałam wrócić sama jednak chłopak słysząc moje kroki wszedł do łazienki i zaprowadził mnie z powrotem do łóżka.
- Nie musiałeś. Dałabym radę.
- Musiałem, wierz mi.
- Dziękuję, ale strasznie się czuję ze świadomością, że nie mogę robić nic sama.
- Nie przesadzaj, będzie dobrze. A to, że nie masz siły to nic złego. Teraz proszę Cię usiądź i poczekaj. Ja zaraz wrócę.
- Ok. Spoko.
Pięć minut później do pokoju wrócił Harry z obiadem.
- To tak pachniało jak się przebudziłam. - zaśmiałam się. - Nie musiałeś nic robić, przecież wiesz.
- Chciałem. To jest różnica. - uśmiechnął się. - Teraz życzę Ci smacznego.
- A Ty nie jesz?
- Zjem na dole.
- Coś Ty, przyjdź tutaj. - posłałam mu uśmiech.
- Skoro tak chcesz to zaraz wracam.
Po skończonym obiedzie i po dłuższej rozmowie zrobiłam się bardzo zmęczona. Tyle wrażeń na jeden dzień zdecydowanie wystarczy. Harry widział, że nie mam już na nic siły.
- To co? Pomóc Ci pójść do łazienki? Zapewne chcesz wziąć kąpiel.
- Jeżeli chcesz mi pomóc to proszę.
- Jasne. Już pomagam.
Zaprowadził mnie do łazienki i nie pytając się nalał mi wody do wanny. Podprowadził mnie koło wanny. Spojrzałam na niego.
- A tak tak. Już wychodzę. Wybacz.
- Nie no ok. Spokojnie. Chciałam podziękować. Tak w ogóle jak chcesz możesz nocować na kanapie w salonie. Jest wygodna.
- Nie będzie to dla Ciebie problemem?
- Skądże, będę się czuła bezpieczniej.
- No ok. Dobra.
- Fajnie. No a teraz to już się wykąpię, bo woda wystygnie.
- Oczywiście już zamykam.
- Na dole w łazience jest prysznic jak chcesz możesz skorzystać.
- Jasne. Dzięki. - powiedział i zniknął za drzwiami.
Ściągnęłam swoje ubranie i weszłam do wanny.


*Harry's POV*


Zszedłem na dół. Zastanawiałem się non stop nad tym jak odpłacić się byłemu narzeczonemu Madie. Wkurwił mnie i to ostro. Jak można postąpić tak z dziewczyną, a co dopiero kobietą, którą prawdopodobnie się kocha i chce się z nią spędzić resztę swojego życia? Jak można podnieść na nią rękę. Szczególnie na Madie. Nie żebym się w niej zakochał czy coś. Ona po prostu jest zbyt dobrą osobą żeby jej można by było zrobić krzywdę. A jednak znalazł się taki bezczelny typ, który to zrobił. Gdybym chociaż wiedział jak wygląda i jak się nazywa, wystarczyłoby. Zrobiłbym z chłopakami małe odwiedziny i już po sprawie. Chociaż by poczuł jak tutaj traktujemy damskich bokserów. Zamknąłem drzwi mieszkania na klucz. Wszedłem do łazienki gdzie przygotowałem się do wzięcia prysznica. Po piętnastu minutach byłem już gotowy do spania. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się na górę. Zapukałem do drzwi od jej łazienki.
- Wszystko ok? Pomóc Ci w czymś?
- Chwilka ok? - usłyszałem po chwili.
- Jasne.
Po kilku minutach zawołała z łazienki.
- Jednak będę prosiła o pomoc do przejścia tej trasy do sypialni. - powiedziała niezbyt zachwycona.
- Już wchodzę.
Wszedłem do środka i podchodząc do niej wziąłem ją na ręce. Jej twarz była tuż naprzeciw mojej. Jej oczy zabłyszczały, a na twarzy malował się przepiękny uśmiech. Zaniosłem ją do łóżka. Delikatnie zniżyłem się i położyłem ją na łóżku. Nasze twarze były od siebie w niebezpieczniej odległości. Nasze oczy spojrzała na siebie, a serce zabiło mocniej. Nie wytrzymałem i pocałowałem ją. Oderwała się ode mnie po chwili i spojrzała swoimi niebieskimi oczyma.
- Wybacz. - powiedziałem.
A ona nic nie mówiąc odwzajemniła pocałunek i uśmiechnęła się.
- Należał Ci się za tą pomoc jaką mi okazałeś, a teraz dobranoc. - powiedziała z uśmiechem.
- Dobranoc. - odpowiedziałem i wyszedłem z sypialni kierując się na dół na kanapę. Położyłem się. Jednak nie mogłem zasnąć. Patrzyłem w jeden punkt nie wiedząc co robić, myślałem non stop o naszym pocałunku. Czy było to coś więcej, niż jak to ona ujęła "podziękowanie za pomoc". Moje serce bardzo chciało żeby to było coś innego.