piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział V

Zakupy z Charlie, czyli cały dzień łażenia po sklepach. Wytrzymuję zazwyczaj trzy godziny później chodzę za nią jak cień albo idę do Starbucks'a i czekam na nią kilka godzin. To właśnie dziś ten dzień udręki, jeden z dwóch w tym tygodniu. Jeden plus, że nie ma zajęć. Oj tak, bardzo dobrze. Wstałam niechętnie z łóżka i poczłapałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, który momentalnie mnie przebudził. Odświeżyłam włosy i wyszłam spod prysznica. Ubrałam się, poprawiłam delikatnie swój wygląd i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół, wypuściłam psa i kota na podwórko, w między czasie przygotowałam im jedzenie i sama wzięłam coś na pierwsze śniadanko. Gdy zwierzaki wróciły, wzięłam do torebki telefon i portfel, a do ręki kluczyki i zamykając za sobą drzwi poszłam po samochód. Odpaliłam i ruszyłam po Charlie.
Podjechałam pod dom Charlie. Zatrąbiłam kilka razy klaksonem. Drzwi domu się otworzyły i zza nich wychyliła się głowa Evy, jej młodszej siostry. Machnęła mi, a ja otworzyłam okno:
- No co? - zapytałam - Gdzie Charlie?
- Moment! Jeszcze się szykuje.
- Powiedź jej, że ma minutę. Równą z zegarkiem w ręku, bo odjadę.
- Jasne. - zaśmiała się. - Już jej mówię.
Po kilku sekundach na siedzeniu obok mnie siedziała już Charlie z bułką w ręku.
- Tylko mi nie nakrusz. - zaśmiałam się.
- Jasne królowo.
- Królową nie będę. Pierwszeństwo do tronu ma William, a potem George.
- No wiem, wiem. Droczę się z Tobą tylko.
- Dobra. Ale nie przeginaj. - wytknęłam jej język.
Zajechałyśmy pod największe w Londynie centrum handlowe. Wjechałam do podziemnego parkingu i ruszyłam z Charlie w stronę wejścia. Otworzyłyśmy drzwi.
- A teraz Charlie leć i kupuj! - krzyknęłam.
- Nie będę robiła z siebie idiotki. - prychnęła.
- Spójrz wyprzedaż 50% na wszystkie rzeczy.
A jednak wygrałam. Charlie co sił w nogach poleciała do sklepu z wyprzedażą. Oj zapowiada się długi dzień. Wolnym krokiem ruszyłam za szalejącą już w sklepie Charlie. Nie szukałam jej, nie było sensu. Pooglądałam kilka rzeczy i wybrałam to co wydawało się dla mnie fajne i warte kupienia. Później skierowałam się jeszcze do jednego sklepu, do którego zawsze wchodzę. Tam też wydałam trochę pieniędzy. Nie chcąc odciągać Charlie od szału zakupów, szczerze nawet nie wiedziałam, gdzie teraz jest, poszłam do mojego miejsca ukojenia, BORDERS, ukochana księgarnia. Poszłam w dział autentyczne historie, wzięłam pierwszą lepszą książkę i usiadłam na ziemi zanurzając się w lekturze.
Przerywając na chwilę czytanie zerknęłam na ekran telefonu. Minęła godzinka, żadnego sygnału od Charlie. Włączyłam na wszelki wypadek dźwięk i znowu schowałam telefon do torebki. Spojrzałam najpierw w lewo, a potem w prawo. Za filarem zobaczyłam znajomą twarz. Kolega od automatów. Haha. Czyta książkę, o proszę. Podniosłam się z ziemi, zgarnęłam zakupy i torebkę, po czym ruszyłam w stronę Harry'ego. Usiadłam obok niego i zerknęłam co czyta.
- Harlan Coben "Zachowaj Spokój". Czytałam. Fajna.
Brunet spojrzał w moją stronę i szeroko się uśmiechnął.
- Czytałaś? No to o czym jest?
- O Adamie Baye. Tam jego rodzice są zaniepokojeni tym, że po samobójstwie kolegi, ich Adam zamknął się w sobie, instalują na jego komputerze program szpiegowski. Śledzą każdy jego ruch, każdy wysłany i odebrany e-mail. W końcu odkrywają wiadomość przesłaną przez anonimowego nadawcę, który każe Adamowi siedzieć cicho. No i przez większą część książki zastanawiasz się czy Adam wie coś na temat samobójstwa. I co ma wspólnego z brutalnym zabójstwem na przedmieściach Nowego Jorku, nad którego zagadką pracuje detektyw Loren Muse. Dlaczego rodziną Baye interesuje się FBI. No i wiadomo, na końcu wszystko wychodzi.
- Czyli jednak czytałaś. - spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Nie, skądże. Nienawidzę czytać książek. - wytknęłam mu język.
- Właśnie widzę. - powiedział podnosząc z ziemi moją książkę Cathy Glass.
- Oj tam, jedna książka.
- Dobra, nie kręć mi tutaj. Czyli rozumiem, że interesujesz się książkami gdzie trzeba rozwiązać jakąś zagadkę, albo czytasz książki na faktach.
- No zazwyczaj takie czytam. - uśmiechnęłam się. - Ty pewnie też.
- Zgadza się. - odwzajemnił uśmiech. - W sumie to powinienem być na Ciebie zły.
- Za co?
- Jak to za co? Zlałaś mnie totalnie jak prosiłem o numer telefonu.
- No wiesz, jego tak łatwo się nie dostaje. No ale dzisiaj zapunktowałeś, więc może ewentualnie dostaniesz pierwsze trzy cyfry. - zaśmiałam się.
- Zawsze coś. - wytknął mi język.
- Wredota.
- Wcale, że nie.
- Tak.
- Nie.
- Ta..
- Mogliby państwo być trochę ciszej? - poprosił stojący nad nami ochroniarz.
- Oczywiście. Przepraszamy. - odparłam.
- Przestraszyłaś się co?
- Nie.
- Jak nie, jak tak. Przecież widzę.
- Weź. Czepiasz się tylko.
- Wcale, że nie.
- Wcale, że tak.
- Nie.
- Dobra, już spokój, bo znowu przyjdzie.
- Spękała! Spękała!
- Jak Cię dorwę, to zobaczysz.
- No dalej! Próbuj. - krzyknął i odłożył książkę na półkę, po czym zaczął uciekać.
Podeszłam do półki, gdzie odłożyłam swoją książkę i ruszyłam za nim. Spojrzałam, w którą stronę biegnie, więc pobiegłam w drugą. Złapię go prędzej. Stanęłam w jednym miejscu i czekałam, aż go zobaczę. Nagle wyłoniła się jego postać. Szedł powoli, co chwila oglądając się za siebie. Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Szukasz kogoś?
- Jak Ty to zrobiłaś?
- Wiesz mam swoje sposoby. - zaśmiałam się.
- Kawa?
- Z chęcią. - uśmiechnęłam się.
Zamówiliśmy kawy, każdy swoją ulubioną. Jak później się okazało, były takie same. Siedzieliśmy tak kilka godzin, w między czasie poszliśmy coś zjeść. Około 18 zadzwonił telefon.
- Tak?
- No gdzie jesteś?
- Już idę. Spotkajmy się koło samochodu. Ok?
- Jasne. Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się.
- Dzięki za miłe spędzony czas. Niestety muszę spadać. Charlie czeka. Do zobaczenia na uczelni.
- A numer telefonu?
- No tak, te trzy cyfry miałam Ci podać. - zaśmiałam się. - Pisz. 223457269
- Podałaś mi cały.
- Powinieneś być zadowolony, a nie jeszcze masz wyrzuty. Pa. - powiedziałam i ruszyłam w stronę parkingu. Odwróciłam się jeszcze w stronę Harry'ego i posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
Na parkingu, blisko samochodu dobiegła do mnie Charlie.
- Złapałam Cię. - powiedziała zdyszana.
- A no. - zaśmiałam się. - I co sobie kupiłaś? - zapytałam spoglądając na mnóstwo reklamówek.
- Ee niewiele.
- Mhm. No tak, niewiele. - próbowałam opanować śmiech. - Nie zdążyłaś zapewne zajść do wszystkich sklepów, co nie?
- Dokładnie. Niestety nie zdążyłam.
- Oj, może następnym razem Ci się uda.
- Właśnie, to kiedy następny wypad na zakupy? Może sobota, a potem wieczorkiem na imprezę, huh?
- Niestety. Sobota odpada. Konferencję mam.
- Znowu za babcię?
- Tak.
- Niefajnie. - burknęła. - Szkoda. Znowu muszę iść sama na imprezę.
Doszłyśmy do samochodu i weszłyśmy do środka. Odpaliłam i ruszyłyśmy.
- Tak w ogóle, Ty teraz z kimś kręcisz Charlie?
- Hmm, aktualnie?
- Tak, pytałam o teraz.
- No dobra, dobra. Nie spinaj się tak. Już Ci mówię. Tak. Mam aktualnie faceta. Przystojny, ciemnowłosy, mulat o nieziemskim spojrzeniu. Gra i śpiewa w zespole akademickim.
- Aha. To czemu nic nie mówiłaś?
- A pytałaś?
- Czy ja muszę pytać się o takie rzeczy? Wiesz. Wredna jesteś.
- Wcale, że nie.
- Tak. Zawsze mi mówiłaś takie rzeczy.
- No weź już się nie gniewaj. Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Sorry. - posłała mi uśmiech.
- Ok, wybaczam. Ale żeby mi to było ostatni raz.
- Oczywiście królowo.
- Nie jestem...
- Królową, tak wiem. - przerwała mi.
Spojrzałam na nią ze śmiechem.
- Dobra. Leć do domciu. - powiedziałam stając pod jej domem. - Pa, pa. Do jutra.
- No pa. Do jutra.
Zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku domu, a ja pojechałam do siebie. Na miejsce zajechałam po około trzydziestu minutach. Weszłam do domu, odłożyłam zakupy, wzięłam Lexi i zabrałam ją na spacer. Po powrocie dałam moim zwierzakom coś do jedzenia. Zmęczona po całym dniu położyłam się spać.

Wstałam około 8, by móc spokojnie przygotować się na zajęcia, które były na 10. Wzięłam prysznic, zrobiłam lekki makijaż i gotowa do wyjazdu zeszłam na dół. Wypuściłam zwierzaki na dwór i przygotowałam im coś do jedzenia. Sama zjadłam również szybkie śniadanie. Po dziesięciu minutach Lexi i Trix wróciły do domu, a ja mogłam spokojnie pojechać na zajęcia.
Na uczelnię zajechałam za dwadzieścia dziesiąta. Wzięłam notatki z historii prawa i powtarzałam to, co było do tej pory. Szłam wolnym krokiem w stronę sali wykładowej skupiona na czytaniu notatek.
- Bu! - usłyszałam za sobą.
- Boże kochany! Proszę Cię! Nie strasz mnie. Chcesz żebym na zawał tutaj zeszła? - spojrzałam z przerażeniem w oczach na bruneta, któremu nagle zniknął uśmiech z twarzy.
- Przepraszam. Bardzo przepraszam, nie sądziłem, że aż tak bardzo się przestraszysz. Wybacz mi mój debilny pomysł.
- Ok, ale proszę Cię, żeby to był ostatni raz.
- Oczywiście. Już ok? Serio wyglądałaś jakbyś miała zaraz umrzeć.
- A to dlatego tak nagle uśmieszek z ust Ci zniknął. - zaśmiałam się.
- No tak, dlatego.
- Czyli musiałam wyglądać strasznie.
- Prawdę mówiąc tak było.
- Mógłbyś oszczędzić szczegółów.
- Dobra. Jasne. Mam pytanie.
- Wal śmiało. - uśmiechnęłam się.
- Co robisz w sobotę?
- Zależy o której godzinie.
- Chodzi mi ogólnie co robisz w sobotę. A szczególnie chodzi mi o wieczór. Mniej więcej godzina 18.
- Hmm. Prawda jest taka, że do końca nie wiem jak długo będę zajęta, bo o 16 mam ważne spotkanie, którego nie mogę ominąć i nie mam pojęcia jak długo ono będzie trwało.
- Czyli w sumie nie masz czasu?
- Znaczy się niby mam, ale nie wiem. Naprawdę nie wiem. Przepraszam. Ale dlaczego pytasz?
- Bo jest impreza naszej uczelni i gramy na niej, chciałbym żebyś nas posłuchała.
- O której dokładnie?
- Zaczynamy o 20.
- To czemu chciałeś mnie widzieć już o 18?
- Chciałem Ci coś pokazać, ale skoro nie masz czasu, to może innym razem się uda.
- No może.
- Na imprezę też nie przyjdziesz?
- Nie wiem. Nie chcę obiecywać. Bo nienawidzę kiedy obiecam, a nie przyjdę. To takie niefajne uczucie wtedy i dla mnie i dla drugiej strony.
- Z pewnością.
- Dobra Harry, ja spadam mam zajęcia z McLidem za moment, więc nie mogę się spóźnić. - zaśmiałam się. - Do zobaczenia. - powiedziałam.
- No ok, ok. Do zobaczyska laska. Pa.
Posłałam mu uśmiech i co sił w nogach pobiegłam na salę wykładową. Usiadłam i chwilę po tym na salę wszedł profesor. Boże, jeszcze chwila rozmowy z Harry'm i już bym się spóźniła.
- Witam państwa. - zaczął McLide. - Dziś zastanowimy się nad tym kogo obejmuje prawo i w jakim zakresie.
Wykład trwał bite 2 godziny. Nie zaśnięciem na wykładzie profesora graniczy z cudem, jednak udało mi się wytrwać. Resztę dnia spędziłam na nauce do przyszłego kolokwium, którego McLide nigdy nie robił prostego.

Sobota przyszła bardzo szybko. Nie zdążyłam dobrze rozpocząć tygodnia, a tu już weekend. Tylko, że ta sobota niestety będzie nudna. Będę musiała sztucznie się uśmiechać przy tłumie ludzi w imieniu babci. Oj tak będzie cudownie, już nie mogę się doczekać.. A mogłoby być tak pięknie, spotkanie z Harry'm, impreza studencka, chociaż trochę bym miała z tego życia. No ale nie. Muszę iść na konferencję. Babcia już uprzedziła wszystkich o moim przyjściu.
Gotowa około godziny 15 wyjechałam z domu w stronę szpitala św. Patryka. Na miejscu byłam mniej więcej za dziesięć.
- Witamy księżniczko Windsor, zapraszamy.
- Witam serdecznie. - uśmiechnęłam się i poszłam za przewodnikiem.
W oddali zauważyłam Brada z czekiem.
- Hej Brad.
- Witam księżniczkę, oto czek od jej królewskiej mości.
- Dziękuję Ci za fatygę. - uśmiechnęłam się.
- Księżniczko Windsor. Zapraszamy na konferencję.
- Oczywiście już idę.
"Panie i panowie, pacjenci szpitala, pracownicy szpitala. Dzisiaj mam zaszczyt powitać przedstawicielkę jej królewskiej mości królowej Elżbiety, księżniczkę Madeliene Windsor. Proszę o powitanie księżniczki gromkimi brawami."
Usłyszałam czekając na wejście po czym przeszłam przez drzwi i zobaczyłam mnóstwo ludzi oraz niestety fotoreporterów. Usiadłam w wyznaczonym miejscu i czekałam. Po wielu wystąpieniach kierowanych do przybyłych gości i do mnie poprosili także i mnie o zabranie głosu. Nie lubiłam się wypowiadać, ale także nie lubiłam szykować przemówień, wolałam jak już mówić to z serca. Wiedziałam, że pieniądze są przekazane dla dzieci i młodzieży z onkologii więc wiedziałam na czym stoję. Podeszłam do mównicy, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam.
- Witam serdecznie. Szanowna dyrekcjo szpitala, stanowi pracownicy szpitala, szanowni goście i wy kochani pacjenci. - uśmiechnęłam się do dzieci - W imieniu jej królewskiej mości królowej Elżbiety zobowiązana zostałam do przekazania czeku dla dzieci i młodzieży z oddziału onkologii. Nie mniej jednak zanim to nastąpi, chciałam powiedzieć kilka słów od siebie.
Moje wystąpienie trwało może niezbyt krótko, ale też nie tak długo. Ma końcu przekazałam na ręce ordynatora szpitala czek i miałam ochotę już opuścić budynek. Niestety mali pacjenci bardzo chcieli mieć ze mną zdjęcie i nie mogąc im odmówić zrobiłam to o co mnie poprosili. Potem jeszcze kilka wypowiedzi dla fotoreporterów. Żegnając się z ordynatorem wyszłam ze szpitala i wsiadając do samochodu zerknęłam na zegarek.



*Harry's POV*

Staliśmy na scenie i śpiewaliśmy tak jak zazwyczaj. Lubiłem imprezy akademickie, zawsze był świetny klimat. Jednak tym razem moje oczy błądziły po twarzach studentek. Szukały tej jednej jedynej twarzy. Tych pięknych niebieskich oczu i tego uśmiechu, który powodował, że od razu poprawiał mi się humor. Co, że znam ją tylko kilka dni. Dla mnie liczy się to, że ona wydaje się dla mnie stworzona. Jest zabawna, urocza, inteligentna, piękna i ma podobne zainteresowania. Szkoda, że nie przyszła. Szkoda. Tak jakoś pusto bez niej. Właśnie śpiewaliśmy nasz nowy kawałek "Right Now". Każda piosenka była pisana tylko przez nas. Każda z nich była zlepkiem naszych doświadczeń i uczuć, naszych przeżyć i marzeń. Refren był dla mnie najlepszy. Gdy patrzyłem w tłum, śpiewając You know I can't fight the feeling. And every night I feel it. Right now. I wish you were here with me, ujrzałem właśnie te oczy, o których marzę by patrzyły na mnie codziennie, ten uśmiech, który rozpromienia każde pomieszczenie. Poczułem jakby moje serce chciało uciec z mojej piersi i pobiec do niej. To było niesamowite uczucie. Stanęła pod sceną i spojrzała w moją stronę. Patrząc na nią śpiewałem po raz kolejny refren wraz z chłopakami. Czułem, że jestem najszczęśliwszy na świecie.



*Madie's POV*

Udało mi się przyjechać na imprezę. Wchodząc do środka usłyszałam głośną muzykę. Spojrzałam w stronę sceny. Stał na niej Harry z kolegami. Śpiewali jakąś swoją piosenkę. Wsłuchałam się w jej tekst. Była przepiękna. Poszłam pod scenę. Gdy nasze oczy się spotkały, a on śpiewał patrząc na mnie słowa refrenu, moje serce zabiło mocniej niż do tej pory. Jakieś dziwne uczucie ogarnęło moje serce i umysł. Czyżbym się zakochała?! Ale przecież ja mam narzeczonego. Nie mogę być z kimś innym. Nie mogę skrzywdzić Harry'ego, on jest zbyt cudownym człowiekiem, a i tak nie pozwolą mi się z nim związać. To jest wręcz niemożliwe. On jest, jakby to moja matka powiedziała, z innej sfery. On nie jest dla mnie. Oderwałam mój wzrok od jego pięknych zielonych oczu. Rozerwałam tą niewidzialną nić, która trzymała nasze głowy w jednej linii. Nie mogłam mu dawać nadziei, nie chciałam go ranić. Tuż po skończonej piosence stanął przede mną Harry, rozpromieniony od ucha do ucha.
- A jednak. - powiedział.
- Co jednak?
- A jednak przyszłaś. - uśmiechnął się, na co zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Jak widać. - zaśmiałam się. - Udało mi się skończyć szybciej. Na Twoje szczęście.
- Zdecydowanie na moje szczęście. - znowu się uśmiechnął - Chodź, chciałbym Cię komuś przedstawić.
- Komu?
- Obiecałem to kilku osobom.
- Ok. - zdziwiłam się. - Niech Ci będzie.
Chłopak złapał mnie za rękę i poprowadził za sobą. Gdy doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia za sceną zobaczyłam cztery twarze, które widziałam całkiem niedawno.
- Chłopaki to jest właśnie Madie.
- Hej! Bardzo mi miło Was poznać. - powiedziałam.
- Cześć, jestem. Niall. - podszedł do mnie blondyn podając mi rękę.
- Madie, bardzo mi miło.
- Ja jestem Zayn. - zrobił to samo co poprzednik i jego następcy, Liam i Louis.
Uśmiechnęłam się i stanęłam czując się trochę niezręcznie ze względu na ciągle wpatrywanie się w moją osobę.
- Ok. To w sumie dzisiaj już nic nie gramy, prawda? - zapytał Harry chłopaków.
- No, dziś już nic. - uśmiechnął się Zayn.
- Madie, pozwól, chciałbym Ci coś pokazać. - zwrócił się do mnie Harry.
- Oczywiście.
- Więc chodź za mną.
- Jasne. Miło było was poznać chłopaki. Do zobaczenia.
- Nam również było miło. Na razie. Trzymaj się.
Wyszłam za Harry'm. Wyprowadził mnie z klubu tylnym wyjściem.
- Nie boisz się ze mną jechać sama samochodem?
- Hmm, a mam się bać?
- Nie, ale pytam się dla pewności.
- Ok. Więc powiem, że chyba Ci wierzę i się nie boję.
- W takim razie zapraszam do środka. - otworzył drzwi, a ja weszłam. On wszedł z drugiej strony i ruszył.
- A mogę wiedzieć, gdzie jedziemy? W zasadzie. Gdzie mnie wieziesz? - zaśmiałam się.
- Niespodzianka.
- Ok. Lubię niespodzianki. Mam nadzieję, że miła.
- Też mam nadzieję, że Ci się spodoba. - uśmiechnął się.
W sumie jestem kompletną idiotką. Znam go jedynie kilka dni, a bez wahania weszłam do jego samochodu i jadę z nim w nocy i to nie wiem kompletnie gdzie. No ale kto nie ryzykuje ten nie żyje. Po krótkim czasie gdzieś zajechaliśmy. Harry zatrzymał samochód i szybko z niego wyszedł podbiegając od mojej strony i otwierając mi drzwi. Wyszłam z samochodu, spojrzałam na chłopaka. On nic nie mówiąc wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją i poszłam za Harry'm w ciemność.






__________________________________________________________________________
Czytasz-Komentuj!
Cześć wszystkim. Dodaję rozdział V tak szybko, ze względu na to, że wyjeżdżam i wrócę dopiero 2 stycznia, ale dostęp do neta będę miała dopiero 4 stycznia, bo jeszcze w między czasie jeden dzień będę na uczelni, a dokładniej na praktykach w szpitalu, także i tak bym nie mogła mieć połączenia z netem. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i ogólnie jak na razie cały blog również. :) Liczę na Wasze komentarze. No i z tego względu, że wracam już w Nowym Roku, teraz chciałabym Wam życzyć wystrzałowego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2014! Buziaki. Xx

1 komentarz:

  1. Taki tam dzien z Harrym :)
    Hmm zastanawiam sie czy Madie zostawi narzeczonego dla Harrego :D
    xx

    OdpowiedzUsuń