wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział VIII


Czytasz - komentuj! Dla Ciebie to kilka sekund, dla mnie motywacja do pracy.



W ciągu ostatnich kilku tygodni wydarzyło się bardzo wiele, ale prawdę mówiąc, mało ważnych rzeczy. No bo kto mi powie, że kolejna konferencja mojej babci to coś nadzwyczajnego. Oczywiście ja tylko siedziałam i słuchałam, na szczęście nie musiałam zabierać głosu. Jeszcze tego by brakowało. Teraz za to, najważniejszą rzeczą są zbliżające się urodziny Becci. Ojciec, jak przystało na normalnego człowieka z większą ilością pieniędzy, szuka taniej kapeli na ten wieczór. Nie chce wydać dużej sumy, ale z drugiej strony też nie chce żeby ten zespół był w dwóch słowach: do dupy. Jak mi powiedział to nawet objeżdżał uczelnie i słuchał studenckich bandów. Ciekawe czy znalazł coś, a raczej kogoś interesującego. Ja tam chyba nie znam żadnych studenckich zespołów. Okaże się to na urodzinach. Długi weekend spędziłam u ojca – czyli przygotowywaliśmy wszystko na ostatni guzik. Przecież musi być idealnie, bo przecież Becca to jego oczko w głowie. No ale nie dziwię się, związani są o wiele mocniej niż ja z nim. W końcu ona jest z nim od początku. Jednak cieszę się, że między nami jest coraz lepiej. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko i jest dobrze.
- Madie!!!!! – krzyknęła Becca.
- Co się stało kochana?!
- Zobacz sukienka! – powiedziała wbiegając do pokoju – Tragedia, nie mogę jej ubrać na urodziny, a impreza za dwie godziny.
Faktycznie, sukienka miała wygryzioną dziurę przez Becci ukochanego pupila – Lemi.
- Mówiłam zamykaj szafę, jak zostawiasz Lemi w pokoju! Mały gryzoń z niej jest. Dobrze o tym wiesz.
- No ale…
- Żadne ale! Ubieraj się, lecimy do centrum.
- Serio?
- No ruchy!
- Kocham Cię!
- Tak, wiem, wiem.
Zbiegłam z góry po drodze zabierając bluzę. Wzięłam też szybko kluczyki i otwierając drzwi wybiegłam z domu. Minęłam ojca, który patrzył na mnie zdziwiony.
- Sukienka. – powiedziałam choć nie zadał pytania.
Po mojej krótkiej wypowiedzi wybiegła Becca, a on porozumiewawczo machnął ręką. Odpaliłam samochód i z piskiem opon ruszyłam w stronę centrum. Gdy zajechaliśmy na miejsce szybko wysiadłyśmy z samochodu i pobiegłyśmy do sklepu.
- Dzień doobb… - zacięła się sprzedawczyni.
- Dzień dobry! Coś dla niej szukam – wskazałam na Beccę – w sensie sukienkę na urodziny.
- Tak, oczywiście. Już pokazuję.
Pokazywała Becce różnorakie propozycje, a ja szukałam coś sama.
- Nie, coś innego. – słyszałam non stop głos Becci.
- Hmm, może to? – męczyła się sprzedawczyni.
- Nie. – odpowiadała znowu.
- A może ta? – podeszłam trzymając w ręku piękny, niebiesko – czarny komplet.
- Tak! – krzyknęła Becca.
- Mierz! – powiedziałam.
Po pięciu minutach wyłoniła się z przymierzalni.
- Idealna. Bierzemy. – powiedziałam. – Przebieraj się – skinęłam na Beccę. – To ile? – zapytałam spoglądając na ekspedientkę.
- £200
- Proszę bardzo. – wręczyłam jej banknot. – Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. Miłej zabawy.
Zaraz za nami weszło do sklepu mnóstwo kobiet. Cały czas się nam przyglądały i jak dobrze widziałam też coś sobie kupiły. Dobra reklama dla sklepu. Zaśmiałam się, po czym zwróciłam się do Rebecci.
- Zadowolona?
- Tak! Ale wiesz, że została nam godzina.
- Nie martw się. Fryzjerka już czeka, a z nią makijażystka. Więc będzie ok.
Zajechałyśmy do domu. Zostało dokładnie 45 minut. Becca poleciała się szykować, a ja udałam się do swojego pokoju. Szybko wzięłam prysznic i zrobiłam makijaż. Na końcu wysuszyłam włosy i nic oprócz rozczesania z nimi nie zrobiłam. Ubrałam się w swoją sukienkę i buty, po czym zeszłam na dół. Było już tam pełno gości. Poszłam do kuchni, gdzie znalazłam Kate z Georgiem. Mały od razu do mnie przyszedł.
- Bardzo dobrze! Idź do cioci, mama pójdzie do taty. Pa! – powiedziała zadowolona Kate.
- Pa, pa! – odpowiedział mały.
- No widzisz i teraz jesteś ze mną. – powiedziałam spoglądając na niego.
George uśmiechnął się i wtulił się w moje włosy. Chodziliśmy tak chwilę oglądając obrazy wiszące w domu.
- A oto i solenizantka! – krzyknął tata.
- Idziemy zobaczyć ciocię Beccę. – powiedziałam do George’a i niosąc go na rękach weszłam do salonu. Było tam pełno rodziny i przyjaciół Becci, a raczej przyjaciółek. Z uśmiechem patrzyłam na moją młodszą piękność. Cudownie wyglądała.
- Becca! – powiedział George.
- Tak, ciocia. – potwierdziłam.
Gdy wszyscy złożyli życzenia imprezę należało rozpocząć jak należy. Wszystko przeniosło się na dwór, gdzie był przygotowany parkiet i scena dla „muzyków”. Szłam jako ostatnia z George’iem na rękach. Gdy rozbrzmiała muzyka dziewczyny zaczęły popiskiwać. Widocznie jakiś „seksowny” band ojciec znalazł. Słońce świeciło tak pięknie, że niestety nie mogłam ujrzeć kto to. Brzmieli całkiem fajnie, lubię takie bity.
- Do mamusi pójdziemy? – zapytał George.
- Oczywiście.
Kate siedziała pod parasolem niedaleko sceny. Ruszyliśmy w tamtą stronę.
- Przyniosłam Ci synka. – zaśmiałam się.
- Nie chcesz już być z ciocią George? Ciocia Cię weźmie do koników.
- Chcę, ale amu. – odparł malec.
- Aha. Dobrze kochanie. Chodź. – powiedziała Kate, biorąc go z moich rąk.
- Cześć babciu. – przywitałam się z babcią pocałunkiem.
- Witaj Madeliene. Siadaj sobie. Podoba Ci się ta muzyka?
- Tak, to raczej moje muzyczne klimaty. – zaśmiałam się i spojrzałam na scenę.
Wmurowało mnie, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Całkiem zapomniałam, że Harry i chłopaki
mają zespół. Mam nadzieję, że mnie nie widział. Odwróciłam szybko głowę w stronę babci uśmiechając się.
- Wybaczcie, ale muszę coś iść zrobić. Zaraz wracam.
Wstałam powoli od stołu i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku domu. Nie chciałam biec, bo mogliby wtedy wszyscy coś podejrzewać. Gdy tylko przekroczyłam próg domu prędko wbiegłam na górę prosto do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Było mi słabo na samą myśl o tym, że jest tutaj Harry. Wyszłam na balkon. Spoglądając w dół dopiero teraz zorientowałam się, że z mojej strony wszystko widać, cała imprezę. Odwróciłam głowę. Wróciłam do pokoju. Odetchnęłam kilka razy i wyszłam z sypialni. Musiałam wrócić po małego. Miałam go zabrać na konie. Wychodząc z domu skierowałam się w kierunku zabawy. Podeszłam znowu do stolika uśmiechając się. Babcia spojrzała na mnie badawczo.
- Stało się coś babciu?
- Nie nic. - uśmiechnęła się. - Kate poczekaj chwilkę. Muszę zabrać Madie na rozmowę.
Oj oj. Ona jest zbyt inteligentna. Kurcze czyżby się domyśliła?
- Na rozmowę? Mnie?
- Tak skarbie, chodź.
Złapała mnie pod rękę i ruszyłyśmy na krótki spacer.
- Madeliene, powiedz mi skarbie jak Ci się układa z ojcem?
- Z tatą? Szczerze to bardzo dobrze, naprawdę coraz lepiej.
- Cieszę się. A jeżeli chodzi o Twojego przyszłego męża, jak mu było? Przypomnij.
- Nicholas
- Właśnie, a jak Ci się z nim układa?
- Tutaj jest znacznie gorzej
- Tak myślałam. Nie kochasz go prawda?
- Tak. Prawda.
- Ale boisz się, że będę zła?
- Bardzo.
- Nie będę. Jeżeli znajdziesz lepszego. To nie będę.
- A jeżeli ten lepszy nie miałby pochodzenia?
- Sama znasz odpowiedź na to pytanie.
- Znam.
- Czasami jednak można obejść prawo. - uśmiechnęła się. – A teraz wracajmy.
Wróciłyśmy do stolika. Kate oddała mi George'a i poszłam z nim do koników. Mały był zachwycony. Gdy przyszła pora na drzemkę poszłam z nim do domu i położyłam go spać.
- Dobranoc skarbie. Musisz troszkę odpocząć i wtedy pójdziemy znowu do koników. Dobrze?
- Tak ciociu. - uśmiechnął się. - Kocham ciocie.
- Ja Ciebie też maluchu. Śpij. - zaśmiałam się.
Zamknęłam drzwi balkonowe, żeby zbyt głośna muzyka nie przebudziła go zbyt wcześnie. Potem szukałam mojej książki, którą chciałam dokończyć, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Zastanawiałam się, gdzie mogłam ją zostawić. No tak zapewne w salonie na dole. Cichym krokiem zeszłam na dół. W salonie na stoliku leżała moja książka wzięłam ją i pospiesznie ruszyłam do pokoju. Wchodząc po schodach usłyszałam znajomy głos:
- Przepraszam bardzo, księżniczko. Gdzie macie toaletę?
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Nie chciałam się odwrócić, by nie doszło między nami do zbyt wczesnej konfrontacji.
- Pierwsze drzwi po Twojej lewej stronie. Tam znajdziesz toaletę. – powiedziałam pośpiesznie.
- Dziękuję. – odparł, jak mi się wydawało z szerokim uśmiechem.
Przyśpieszyłam kroku wchodząc na górę i prędko skierowałam się do pokoju. Usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam kontynuować czytanie. Jednak trudno mi było się skupić. Wiedziałam do kogo należał ten głos. Do nikogo innego jak do Harry'ego. Zastanawiałam się cały czas czy on dobrze wiedział, że jestem księżniczką, czy może jeszcze dalej nie wie. Zamiast czytać siedziałam i rozmyślałam.
- Czy mogę przeszkodzić księżniczce w kontemplacji?
- Oczywiście. - mówiąc to spojrzałam w kierunku drzwi.
- A więc jednak moje oczy się nie myliły. - powiedział wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi Harry.
- Proszę bardzo. Teraz wiesz już wszystko. Sądziłam, że wiedziałeś wcześniej, ale wolałeś trochę poudawać.
- Nic nie wiedziałem. Obiecuję. Nie zagłębiałem się w rodzinę królewską aż tak głęboko. Przecież generalnie zmieniłaś nazwisko nawet przedstawiając mi się. Nie powiedziałaś Windsor tylko McColton. Powinienem chyba być na Ciebie obrażony, ale jakoś nie jestem. Nawet nie wiem dlaczego.
- McColton to matki nazwisko. Nie ma jej dzisiaj. Może nie jesteś zły, dlatego że nie kryłam się z innym związkiem, ale z moim pochodzeniem.
- Możliwe. Co do rodziców, rozwiedli się?
- No.. Wszystko przez nią. Nawet nie wiesz jak jest głupia.
- Moi też się rozwiedli, ale przez ojca.
- Przykro mi. Nie tylko z powodu rodziców, ale i dlatego, że nie powiedziałam Ci prawdy o sobie.
- Generalnie jest mi trochę przykro, ale nie jestem zły. Przecież jesteś księżniczką.
- Mhm. No tak. Każdy tak reaguje. No ale nie możemy być razem oficjalnie. - posmutniał - Wiedziałam, że zmienisz swój humor diametralnie.
- Niestety. Ale..
- Oczywiście, że znaczysz dla mnie bardzo wiele i chciałabym mówić, że jesteś moim chłopakiem, ale nie mogę….
Podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
- Dla Ciebie, to nawet uda mi się mieć szlacheckie pochodzenie, tylko musisz tego chcieć.
Spojrzałam na niego i obdarzyłam go uśmiechem.
- Czyli chcesz tego?
- Jak najbardziej. - powiedziałam i musnęłam delikatnie jego usta.
- Mmm. I to lubię. Dobrze, a teraz uciekam bo będą mnie zaraz szukać, a nie chcę żeby inni coś podejrzewali i żebyś miała przeze mnie kłopoty.
- Ok. Dziękuję Ci. - uśmiechnęłam się.
Wyszedł z pokoju. Co po nim zostało to zapach jego perfum i smak jego ust, no i uśmiech na mojej twarzy. Usiadłam znowu na fotelu i tym razem zabrałam się za czytanie.
Po pół godzinie przebudził się George. Podniósł się z łóżka i spojrzał na mnie swoimi dużymi oczkami. Uśmiechnął się szeroko i schodząc z łóżka podbiegł do mnie i wdrapał się na mój fotel. Usiadł mi na kolanach i przytulił się bardzo mocno. Spojrzałam na niego i zapytałam:
- Jesteś głodny?
- Troszkę. – odparł.
Wzięłam go za rączkę i wychodząc z pokoju zeszliśmy na dół, a potem skierowaliśmy się na dwór. Szliśmy powoli. Gdy doszliśmy do stolika George podszedł do Kate i coś przekąsił, a następnie zabrałam go po raz kolejny do koni. Ubrałam mojego ukochanego konia i wzięłam George’a na przejażdżkę. Bardzo powoli wyszliśmy ze stajni i powędrowaliśmy koło sceny w stronę ogrodu i w jego głąb.
- Podoba Ci się?
- Tak. – uśmiechnął się George.
- To się cieszę.
Gdy wróciliśmy Kate już czekała, by pomóc mi ściągnąć George’a. Gdy go wzięła sama zeszłam i wzięłam Caro do stajni. Ściągnęłam siodło i zamknęłam go, po czym dałam mu coś do jedzenia.
- Dobrze, że jechałeś wolno. Wiedziałeś, że masz małego pasażera na sobie oprócz mnie, prawda? – pogłaskałam Caro po pysku, na co zarżał. – Dobry, kochany konik. – przytuliłam jego pysk do siebie po czym wyszłam ze stajni.
Spojrzałam w stronę sceny. Chłopaki dalej grali, a dziewczyny spoglądały na nich maślanymi oczami dosłownie tak samo jak podczas jednego z koncertów, na którym byłam. Nie chciałam iść znowu pod scenę wolałam przejść się na spacer. Musiałam przemyśleć kilka kwestii. Co babcia miała na myśli, gdy powiedziała ‘czasami można przejść prawo’. Czyżby coś mi insynuowała? Nie mam pojęcia. Nie wiem. Szłam wolnym krokiem mijając scenę z drugiej strony. Harry pomachał mi na co się uśmiechnęłam i niewidocznie dla innych odmachałam mu. Ruszyłam w stronę ogrodu. Mijałam cudowne krajobrazy. Ojciec ma świra właśnie jeżeli chodzi o posiadanie idealnego ogrodu, dlatego nie tylko ogrodnicy, ale i on sam o niego dba, zawsze gdy ma czas. Jest on przeogromny i z łatwością można się w nim zgubić, jeżeli się go nie zna. Ja natomiast mogę z łatwością się w nim ukryć. Szłam pięknymi alejkami. Pogoda zdecydowanie dopisała na dzisiejszą zabawę. Gdy doszłam do swojego ulubionego miejsca usiadłam przy płynącej rzece i zanurzyłam się w myślach słuchając nurtu rzeki.
- Tęskniłaś? – wyrwało mnie pytanie z zamyślenia. Odwróciłam głowę i ujrzałam Nicholasa. Zamarłam. Nie chciałam wierzyć własnym oczom.
- Czego chcesz? – syknęłam.
- Oj kochanie, bez takich. Przecież jesteśmy zaręczeni. Dobrze wiesz.
- Wcale nie. Nic nas już nie łączy.
- A Twój palec? Spójrz na niego. Co na nim masz.
Spojrzałam na moją lewą dłoń. Dalej na serdecznym palcu widniał pierścionek.
- Mogę ci go oddać w każdej chwili. Zabierz go sobie.
- Nie, nie, nie! – krzyknął. – Przysięga jest przysięgą i nie tak łatwo się mnie pozbędziesz.
- Oj. Nawet się nie zbliżaj.
- A co mi zrobisz? Nie masz siły. Pamiętasz co Ci zrobiłem wcześniej? Dalej masz po mnie blizny nieprawda?
- Ty!! – wycedziłam przez zęby.
- No co? Nic mi nie zrobisz. 
- Ale ja mogę. – odezwał się inny głos.
Nicholas odwrócił się z lekkim zdziwieniem na twarzy. Spojrzałam w tą samą stronę. Niedaleko od Nicholasa stał Harry z zaciśniętymi pięściami.
- Męski bokser. To Ty jej to zrobiłeś? – zapytał Harry – To właśnie Ty jesteś tym znienawidzonym przeze mnie chłopakiem, co potrafi pobić kobietę.
- A Ty to niby kto? Ochroniarz księżniczki? Raz ją uderzyłem, mogę zrobić to po raz drugi w końcu należy do mnie.
- Chyba nie wiesz, że pierścionek zaręczynowy to jeszcze nic trwałego i można łatwo się go pozbyć.
Stałam w osłupieniu kiedy Harry i Nicholas wymieniali zdania. Napisałam smsa do Becci żeby przyciągnęła chłopaków z boybandu tutaj bo może być gorzej niż jest. Schowałam telefon i chciałam odejść jak najdalej od Nicholasa. Jednak on zauważył, że chcę się odsunąć i szybkim krokiem przysunął się do mnie po czym złapał mnie i mocno ścisnął.
- Podejdziesz, a ścisnę ją tak mocno, że połamię jej najmniejsze żebra. – odparł Nicholas ze złością w oczach.
Harry się nie odezwał. Spojrzał na mnie, ja na niego. Powiedziałam nieme przepraszam i spuściłam głowę. Nogi miałam wolne. Mogłam coś zrobić Nicholasowi. Zamachnęłam się do tyłu i uderzyłam go mocno w kostkę. Poluźnił uścisk i wyrwałam się od niego. Ruszyłam w stronę Harry’ego jednak Nicholas ruszył za mną. Na szczęście Harry też ruszył w jego stronę i nie zdołał mnie złapać bo wpadli na siebie. Gdy spojrzałam na nich jeden miał rozwaloną wargę, drugi nos.
- Harry, zostaw go. Nie warto. On jest chorym psychicznie człowiekiem.
Jednak on nie reagował. Nicholas pchnął Harry’ego na ziemię i podniósł kamień. Przeczołgałam się w stronę Harry’ego. Otoczyłam go swoim ciałem i krzyknęłam:
- Rzucaj! Zabij mnie. Jego nie pozwolę Ci dotknąć.
- Odejdź od niego, bo nie będę miał wyboru.
- Nie! 
Podszedł do mnie i pchnął mnie z całej siły w bok. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam jak Nicholas celuje kamieniem w Hazzę. Nagle usłyszałam krzyki. Przybiegła Becca z chłopakami, którzy momentalnie rzucili się na Nicholasa i złapali go powstrzymując od popełnienia zbrodni. Odetchnęłam z ulgą.
- Madie! – usłyszałam głos Becci. – Madie! Słyszysz mnie.
Podniosłam wzrok.
- Tak. – uśmiechnęłam się. – Jest dobrze.
Pomogła mi wstać. Gdy to zrobiłam podbiegłam do leżącego Harry’ego.
- Jak się czujesz? – spytałam spoglądając w jego stronę.
- Bywało gorzej. – wymusił uśmiech. – Co Ty w nim widziałaś? – zapytał zdziwiony.
- Cii. – przyłożyłam mu palec do ust. – Później Ci wytłumaczę. – pogłaskałam jego włosy.
- Co tu się stało?! – krzyknął mój ojciec? Spojrzałam w stronę dochodzącego dźwięku. – Co wy zrobiliście Nicholasowi?
- Chyba się mylisz tato. – odparła Becca z pewnością siebie jakiej nigdy u niej nie widziałam. – To już drugi raz jak Twój, dzięki Bogu, niedoszły zięć podniósł rękę na Twoją córkę. Ten młody człowiek z kapeli uratował Madie, a nie wszczął bójkę. – powiedziała z wdziękiem prawdziwej księżniczki. Ojciec również stał poruszony.
- Doprawdy? Nicholasie, czy to prawda?
- Skądże. Kłamie mała smarkula.
- Nie kłamie. – powiedziałam cicho. – Nie mówiłam Ci wcześniej, ale zostałam przez niego pobita do nieprzytomności. Mam bliznę.. nie jedną.
- Madeliene. Czemu nic nie mówiłaś? – zapytał z troską. – Chłopcy, dwóch niech zabierze go do królowej. – powiedział. – Becca idź z nimi. Pozostała dwójka, zabierzcie kolegę. Ja pomogę mojej córce. – podał mi rękę. – Chodźmy.
Gdy dotarliśmy na miejsce zauważyłam, że przybyli także rodzice Nicholasa i moja matka. Mój humor jeszcze bardziej się popsuł. Ojciec spojrzał na mnie i powiedział:
- Powiedz wszytko i zakończ ten związek.
Po czym zostawił mnie naprzeciw zgromadzonego tłumu, a sam zadzwonił po nadwornego lekarza. 
- Madeliene, wnusiu, czekam na wyjaśnienia. – rozpoczęła babcia.
- Jak sobie życzysz.
Opowiedziałam wszystko od początku do końca. Na końcu z niechęcią spojrzałam w stronę Nicholasa.
- Zabierz to co do ciebie należy. Nie chcę tego pierścionka, a tym bardziej ciebie. – ściągnąwszy pierścionek rzuciłam go w stronę Nicholasa. – A teraz wybaczcie, nie czuję się na siłach, by móc cokolwiek więcej powiedzieć. Udam się więc do swojego pokoju.
Tak też zrobiłam. Gdy tylko przekroczyłam próg domu poszukałam ojca. Znalazłam go w salonie. Siedział w fotelu popalając fajkę. Robił tak, gdy się stresował.
- Co z nim? – zapytałam.
- Będzie dobrze, ale zostanie kilka dni pod opieką naszego lekarza w pokoju gościnnym.
Nic nie odpowiedziałam. Chciałam skierować się do wyjścia, ale ojciec po raz kolejny się odezwał:
- Co Cię łączy z tym chłopcem?
- Studiujemy na tej samej uczelni.
- Tylko tyle? Wydaje mi się, że jest coś więcej.
- Jesteśmy przyjaciółmi, albo nawet kimś więcej… - zatrzymałam się na chwilę.
- Dlaczego nic nie mówiłaś, o Nicholasie, o nim.
- Nie chciałam. Poza tym i tak z Harry’m nie mogę być, bo on nie ma pochodzenia. Jest zwykłym chłopakiem. Czuję się tak jakbym była Julią, a on Romeem, tylko, że tutaj nie ma kłótni między rodami, tylko on jest jakby to nazwał Nicholas, plebsem.
- Nikt go nie skreśla. Wiesz dobrze, że muzycy są szanowani przez babcię. Może gdyby on i jego koledzy staliby się sławni, babcia zmieniłaby zdanie.
- Wątpię. – odparłam. – Wybacz tato, ale czy mogę do niego pójść?
- Oczywiście. Idź.
Wyszłam z salonu i skierowałam swoje kroki do góry do pokoju gościnnego. Zapukałam delikatnie w drzwi i weszłam do środka.
- Mogę wejść? – szepnęłam. 
- Jasne. – powiedział cicho Niall, który sprawował nad nim opiekę.
- A mogłabym z nim zostać sama? Proszę. - szepnęłam Niall’owi na ucho. - Poza tym, każdy z Was dostanie pokój. Zostaniecie tutaj kilka dni, aż Harry nie wróci do siebie. Zejdźcie do mojego ojca, pokaże Wam pokoje.
- Dzięki Madie. – uśmiechnął się Niall i cicho wyszedł.
Podeszłam do łóżka, w którym leżał Harry. Głowę miał skierowaną w stronę okna, przez które wlewało się światło słoneczne. Usiadłam na brzegu łóżka i dotknęłam jego policzka, a on spojrzał w moją stronę. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- Jak się czujesz?
- Teraz już o niebo lepiej.
Schyliłam się i pocałowałam jego zranioną wargę.
- A teraz?
- Coraz szybciej wracam do zdrowia. – zaśmiał się.
Zrobiłam znowu to samo.
- Teraz chyba jesteś już wystarczająco zdrowy. – mrugnęłam.
- Nie do końca. – uśmiechnął się. – Zdecydowanie za mało. 
Tym razem on podniósł się delikatnie i przyciągnął mnie do siebie.













________________________________________________________


Bardzo dawno nic nie dodawałam, nie mniej jednak nie sądzę, żeby był ten rozdział dobry... Ocena należy do Was! xo

1 komentarz: