niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział III

Czas leci nieubłaganie i wszystko co dobre szybko się kończy. Musiałam wracać do Londynu na studia. Zapakowałam się do nowo otrzymanego samochodu i ruszyłam w drogę. Widziałam smutną minę Becci w lusterku, jednak wiedziałam, że muszę wracać. Nie robiłam tego tak ochoczo jak zazwyczaj. Łatwiej było odjeżdżać od matki, niż od nich. Z nimi czułam więź, która z matką powoli zanikała.
Do domku w Londynie zajechałam po około godzinie. Tak mniej więcej, przy niewielkim ruchu można dojechać z posiadłości ojca. Wjechałam do garażu, który od początku stał pusty. W końcu coś mogło go zapełnić. Wzięłam rzeczy i weszłam do domu, gdzie mogłam pobyć sama. Jedyne miejsce, gdzie jestem ja i moje myśli. Nikt więcej. Usiadłam wygodnie na kanapie w salonie i pilotem włączyłam muzykę na wieży. Zamknęłam oczy i zaczęłam się relaksować. Tego mi było trzeba. Jednak nie trwało to długo. Z półsnu wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Nie patrząc kto dzwoni przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tak? - powiedziałam.
- Madie! Cześć kochanie! - usłyszałam po drugiej stronie głos Charlie, mojej przyjaciółki i równocześnie dalekiej kuzynki.
- Charlie! Hej. Co słychać?
- Wszystko w porządku. A u Ciebie? Wróciłaś już do Londynu? Masz czas, no i przede wszystkim ochotę gdzieś wyskoczyć, czy widzimy się dopiero na zajęciach?
- U mnie też dobrze. Wróciłam do ojca, w sensie wyniosłam się od matki.
- Serio? Dobra, sorry, nie przerywam. - zaśmiała się.
- Serio, serio. Wiesz szczerze, to nie mam ochoty jakoś gdziekolwiek dziś wychodzić, ale jutro po Ciebie przyjadę przed zajęciami i pojedziemy razem.
- Przyjedziesz po mnie?
- Tak. - zaśmiałam się. - Dostałam samochód od babci.
- Wo! Nieźle. To widocznie stwierdziła, że dobrze postąpiłaś wracając do taty.
- Babcia nie znosi matki, więc raczej tak.
- No wywnioskowałam to właśnie.
- Jakaś Ty mądra. - zaśmiałam się.
- Już panno Windsor, nie nabijaj się ze mnie.
- Jakże bym śmiała się nabijać panno Ogilvy.
- No dobra już. Nie zagrywaj mi tutaj. Koniec. Nie przeszkadzam Ci już. Do jutra.
- Nie przeszkadzasz, ale skoro już musisz kończyć, to do jutra. - zaśmiałam się.
- Wredota.
- Też Cię kocham Charlie.
- No i ja Ciebie. Do jutra.
- Pa.
Odłożyłam telefon i znowu zamknęłam oczy. Przez głowę przelatywało mi milion myśli na minutę. Głównie związane były z Nicholasem i matką. Widocznie są oni moim koszmarem. Nic gorszego raczej już nie może mi się przytrafić.
Otworzyłam oczy, nie chcąc myśleć o Nicholasie. Postanowiłam coś ze sobą zrobić. Tylko co? Sama nie wiem. Nie mam tutaj mojej Caro, więc nie mogę pojeździć sobie konno i zapomnieć o problemach. Niestety. Wstałam z kanapy. Podeszłam do okna i patrzyłam co ciekawego się dzieje. Nagle poczułam delikatne ocieranie się o moją nogę. Spojrzałam w dół. Koło mojej nogi leżała Trix, moja kotka.
- Całkowicie o Tobie zapomniałam Trix! Gdzieś Ty była? Hmm? - mówiłam do kota, podnosząc go na ręce i gładząc ją. - A i jeszcze jedno pytanie, gdzie Lexi? Lexi! Przecież zaprowadziłam ją do sąsiadów, na czas mojej nieobecności, bo przecież ktoś musiał ją wyprowadzać na spacer. Trix zawsze sama sobie pójdzie, ale niestety Lexi nie. Odłożyłam Trix na kanapę i pogładziłam ją. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam jej karmę i wysypałam do jej miski. Trix podleciała pospiesznie i zaczęła zajadać.
Ja postanowiłam iść po mojego ukochanego psa. Wzięłam pieniądze, żeby dać sąsiadom za przypilnowanie jej. Była w końcu dużym psem, a skoro duży pies to i duże są z nią problemy. Zawsze coś im popsuła z tęsknoty za mną. Wyszłam z domu i przebiegając drogę zapukałam do drzwi domku sąsiadów.
- Witaj Madeliene. - powiedziała sąsiadka otwierając drzwi.
- Dzień dobry pani Stone, ja po Lexi. Co tym razem zmalowała? - zapytałam.
- No w sumie niewiele, ale jednak.
- Proszę bardzo. - wręczyłam jej banknot 200£ - Mam nadzieję, że starczy.
- Dziękuję.
- Lexi! - zawołałam. - Pani wróciła. Chodź, pójdziemy na spacer.
Nagle moim oczom pokazała się moja Lexi w całej okazałości. Biszkoptowy Golden Ratriever, moje słonko. Uśmiechnęłam się i pożegnawszy się z panią Stone pobiegłam z Lexi do domu.
Zarzuciłam na ramiona kurtkę, przypięłam do obroży Lexi smycz, szybkim ruchem wzięłam telefon ze stolika i biorąc smycz wyszłam z nią na dwór. Zamknęłam dom i ruszyłyśmy na spacer. Szłyśmy powoli. Co jakiś czas przystawałyśmy i siadając na ławce przyglądałyśmy się wspólnie przechodniom. Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w drogę powrotną. Zanim wróciłyśmy do domu, wstąpiłyśmy jeszcze na moment na polanę, gdzie odpięłam Lexi smycz i rzuciłam na aport jej ulubioną piłkę.
- Aport Lexi! Przynieś pani piłkę! Szybko, szybko.
Posłuszny pies ruszył prędko po rzuconą zabawkę i z chęcią przyniósł ją do nóg.
- Kochana psinka! Bardzo dobrze. - pochwaliłam ją głaszcząc i drapiąc za uszami.
Bawiłyśmy się chwilę. Gdy zaczęło robić się szarawo wróciłyśmy do domu. Podałam jedzenie mojemu psu, nalałam mleka Trix w jej miskę i sama biorąc sobie kilka owoców usiadłam na kanapie przed telewizorem. Leciał jakiś program rozrywkowy. Sama nie wiedziałam do końca co to. W sumie nie chciało mi się nawet na tym skupiać. Trix wskoczyła na kanapę z jednej strony, a Lexi z drugiej. Wtuliły się we mnie z dwóch stron i przysypiały, a ja głaskałam je za uszami.











________________________________________________________________________________
Czytasz-Komentuj!
Cześć! Czołem! Jak tam laski po 1D Day? Jak wrażenia? Świetnie, no nie? Kochani są, że poświęcili nam aż tyle czasu no i oczywiście: "Amazing Polish Fans" ~ Harry, "I know where is Poland" ~ Niall. To było bardzo miłe. I wracając do bloga, jak się podoba? Komentujcie! 

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział II

Obudziły mnie promienie słońca, delikatnie padające na moją twarz. Spojrzałam w bok. Na drugiej stronie łóżka spała Becca. Zaśmiałam się w duchu. Jak za starych dobrych czasów, gdy spałyśmy razem po nocy
horrorów. Cicho wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam długą i relaksującą kąpiel. Zaraz po niej ubrałam się i Zeszłam na dół do jadalni, gdzie czekało śniadanie, a przy stole siedział ojciec.
- Cześć tato.
- Witaj Madie. Jak się spało w swoim pokoju?
- Bardzo dobrze. Zdecydowanie. - zaśmiałam się. - A co u Ciebie? - zapytałam.
- Wszystko w porządku. - powiedział wstając od stołu. - Wybacz, ale nie potowarzyszę Ci przy śniadaniu. Mam trochę spraw do załatwienia. Widzimy się wieczorem na kolacji.
- Oczywiście. W takim razie do wieczora.
- Byłbym zapomniał, Kate prosiła żebyś ich odwiedziła.
- Dziękuję za informację. Postaram się tam pojechać.
- Dobrze. Nie zapomnij wstąpić do babci.
- Jakżebym śmiała. - zaśmiałam się.
- No mam nadzieję, że nie zapomnisz. Miłego dnia. - mówiąc to pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Tak zazwyczaj wyglądały nasze śniadania. Ojciec wstawał wcześnie rano i gdy tylko pojawiałyśmy się w jadalni, on wstawał i wychodził, bo jako syn królowej ma wiele rzeczy do roboty. Pamiętam, że gdy jeszcze nie było Becci i tak z trzy lata po jej narodzinach, było jeszcze trochę inaczej. Jeszcze zdarzało nam się jeść wspólnie śniadania. Niestety gdy między rodzicami zaczęło się psuć, już wcale nie widywałyśmy ojca na śniadaniach. Gdy tylko widział matkę, wychodził. Nie chciał nas narażać na zbędne kłótnie między nimi, które matka prowokowała nawet na naszych oczach. Myśląc o tym, teraz widzę, że ojciec był oazą spokoju, która nie chciała kłótni w domu, niestety matka była ich prowodyrką, bo jak zwykle było jej czegoś za mało. Gdy miałam lat 10, a Becca 4, rodzice się rozwiedli. Wiem, że było to dla mnie bardzo bolesne przeżycie, bo mimo wszystko wydawało mi się, że to tylko i wyłącznie wina ojca. Nie chciałam z nim zostać, choć jak mówi kodeks królewski, który matka podpisywała, mianowicie "w razie rozwodu, dzieci pozostają pod opieką syna/córki królowej", nigdy inaczej. Ojciec nie chcąc powodować kolejnych kłótni pozwolił mi jechać z mamą, Becca jednak została z ojcem. Wraz z biegiem lat coraz bardziej poznawałam matkę i zaczynałam zauważać, że rozwód był tylko i wyłącznie jej sprawką. To ona była jedyną winną osobą. Gdy skońyłam lat 14, częściej pojawiałam się u ojca i bardzo dużo czasu spędzałam z Beccą, dlatego też nasz kontakt jest bardzo silny. Wolałam siedzieć z nią niż w domu z matką, która miała jakiegoś nowego mężczyznę. Nie znosiłam go. Zachowywał się dziwnie. Gdy kiedyś byłam z nim sam na sam, zbliżał się do mnie, na szczęście, gdy był już w stosunkowo niebezpiecznej odległości, do domu wróciła matka i poszedł do niej. Od tamtego czasu starałam się spędzać czas na dworze, gdy on był u matki. Niestety różnica wieku między nimi spowodowała, że on w końcu stwierdził, że znajdzie sobie młodszą i ładniejszą, a nie będzie się spotykał, ze starszą od siebie kobietą. W czasie, gdy matka zmieniała partnerów jak rękawiczki, ojciec nie miał nikogo, opiekował się Beccą najlepiej jak potrafił. W sumie do chwili obecnej nie ma nikogo. Za co go teraz ogromnie cenię. Dopiero teraz widzę, jak bardzo się co do niego pomyliłam.

Gdy kończyłam śniadanie do jadalni weszła rozpromieniona Becca. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok.
- Cześć Madie. Jak się spało? - zapytała przeciągając się.
- Bardzo dobrze. Tobie widzę chyba też. - zaśmiałam się.
- Zedecydowanie. - dodała i zabrała się za jedzenie.
Wstałam od stołu i chciałam już odchodzić, jednak Becca mnie zatrzymała.
- Gdzie idziesz? Posiedź ze mną.
- Obiecałam ojcu, że pojadę do Kate i babci.
- Pojadę z Tobą, tylko na mnie zaczekaj.
- Chcesz jechać ze mną?
- Tak. - powiedziała przegryzając coś w buzi. - Usiądź i chwilę poczekaj.
- No dobrze. - opowiedziałam i usiadłam z powrotem na miejsce.
Rozmawiałyśmy chwilę. Gdy Becca skończyła jeść, wstała i pobiegła do pokoju się ubrać. Czekałam na nią przy wyjściu.
- Gotowa?! - krzyknęłam niecierpliwie.
- Już schodzę. - mówiąc to wyszła z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i szybko zbiegła po schodach.
- Co tak długo księżniczko? - zaśmiałam się.
- Oj, już nie narzekaj. Ważne, że zeszłam. A teraz już chodź.
- Teraz chodź, a tak to krzyczałaś, zaraz zaraz.
- No ale już jestem gotowa. Ciesz się, a nie narzekasz.
- Dobrze już, idziemy.
Wyszłyśmy z domu. Na zewnątrz czekał już na nas samochód.
- Witam panienki. - powiedział zadowolony Patrick.
- Cześć. - krzyknęła Becca.
- Jak się spało Patrick? - zapytałam.
- A bardzo dobrze, bardzo. - odpowiedział ze śmiechem. - Zapraszam do środka drogie panie.
Weszłyśmy do środka, a za nami wszedł Patrick i ruszył w drogę.
Na miejsce zajechałyśmy po około pół godzinie. Wyszłyśmy z samochodu i udałyśmy się najpierw do babci. Możliwe, że Kate będzie też właśnie tam i nie będziemy musiały jej szukać.
Weszłyśmy do pałacu. Jako pierwsze powitały nas babcine psy. Dwa kochane wyżły. Później straż i w końcu babcia.
- Moje skarby. Witajcie. - powiedziała.
- Witaj babciu. - odpowiedziałyśmy chórem.
- Madeliene, jak dawno Cię nie widziałam. Słyszałam, że wróciłaś do taty.
- Tak droga babciu. Wróciłam.
- Wybaczcie, że tak powiem, ale nigdy nie lubiłam Waszej matki, dlatego cieszę się, że już nie jesteś tam z nią, tylko z ojcem.
- Wiemy. W zasadzie się domyślałyśmy.
- Chodźcie na herbatkę.
- A Kate może jest u babci z Georgiem?
- Póki co nie, ale mają dziś przyjechać.
- To my na nich poczekamy.
- Ależ oczywiście. A teraz chodźcie.




Poszłyśmy z babcią do salonu na herbatę. Po około godzinie przyjechała Kate z maleńkim Georgiem. Spędziłyśmy bardzo miło czas.
Wieczorem, tuż przed kolacją, wróciłyśmy do domu, gdzie czekał na nas już ojciec. Zjedliśmy wieczorny posiłek razem, po raz pierwszy od wielu lat. To naprawdę było coś wspaniałego. Tęskniłam za tym. Bardziej niż bardzo.











______________________________________________________________________________
Cześć!
Rozdział II. Mam nadzieję, że może być, hmm? Liczę na Wasze opinie. Dajcie znać w komentarzach oczywiście! Możecie się też dodawać do czytelników bloga, chciałabym zobaczyć ilu Was jest. 
Buziaki. Xx

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział I

Nie patrząc na matkę, wybiegłam z domu i udałam się do stajni. Wzięłam Caro i szybkimi ruchami zaczęłam ją ubierać. Założyłam siodło, po czym podciągnęłam się do góry, po zapięciu wszystkich uprzęży. Usadowiłam się wygodnie w siodle i ruszyłam przed siebie.
- Jedź Caro. - krzyknęłam, na co mój ukochany koń, pomknął w znaną tylko nam drogę.
Tylko podczas jazdy konnej mogłam uciszyć swoje skołatane nerwy. Mogłam spokojnie pomyśleć nad moim, mogłoby się wydawać, idealnym życiem. Jeżeli ktokolwiek będzie chciał się ze mną zamienić, ja z chęcią to zrobię. Niech w końcu, ci którzy zazdroszczą mi mojego pochodzenia, przekonają się, że wcale to życie nie jest kolorowe.
Jechałam wolno, głęboko oddychając. Uspokajałam się. To jak wypadłam z hukiem z domu zapewne zostanie na zawsze w pamięci mojej matki. Ale czy to dziwne, że tak zrobiłam? Bo ja się wcale sobie nie dziwię. Znowu ta sama śpiewka, jak tylko wrócę z Londynu na chwilę do domu. "To co skarbie, może w końcu wybierzesz sobie krój sukni na ślub z Nicholasem." Matkę, chyba już do końca pogięło. Myśli, że stanę na ślubnym kobiercu z tym pacanem. Najgłupszym ze wszystkich. No dobrze, może przesadzam, ale on jest kompletnie pozbawionym empatii człowiekiem. Jest po prostu bez serca. Nigdy się z nim nie lubiłam. Zawsze się kłóciliśmy, a to tylko dlatego, że on twierdził, że to on ma rację, a oczywiście ja, równie uparte stworzenie, twierdziłam, że to jednak ja mówiłam prawdę. Nie mniej jednak nigdy za sobą nie przepadaliśmy, bynajmniej ja go nie znosiłam. On, tez wydawał się bardzo sceptycznie nastawionym do mojej osoby, no ale ostatnimi czasy, jak jest możliwość otrzymania tytułu księcia, z racji poślubienia mnie, nadzwyczaj się zmienił. Dosłownie nie do poznania. Kameleon w ciele człowieka. Rodzice, no w sumie to głownie mama jest nim zachwycona. Ugh, na samą myśl o ślubie z nim, robi mi się niedobrze i mam ochotę puścić przysłowiowego pawia. Babcia jeszcze nie wyraziła swojej opinii na temat mojego cudownego "związku" z Nicholasem. Ogólnie rzecz biorąc, mimo że mamy takie samo nazwisko, to jesteśmy spokrewnieni z jakiegoś tam kuzynostwa babci, dlatego jest dopuszczalny ślub. Z tego co wiem, to babcia nie przepada zbytnio za jego rodzicami, więc może pomogłaby mi nie dopuścić do zawarcia tego związku.
Jechałam polną dróżką kierującą do babcinego pałacu. Jednak nie miałam ochoty na spotkania z kimkolwiek, no może jedynie z maleńkim Georgiem. Najsłodszym stworzeniem na ziemi. Tylko on rozumiał mnie bez słów, wystarczyło, że na niego spojrzałam, a on na mnie i wszystko było już jasne dla tego maluszka. Będzie kiedyś przecudownym człowiekiem, to widać. Kate i William są dobrymi rodzicami.
Tuż przed tylna bramą wjazdową na królewski plac zawróciłam i wolnym tempem wróciłam do stajni. Gdy tylko zajechałam na miejsce zsiadłam z konia i ściągając wszystkie uprzęże z Caro odłożyłam je na bok. Po czym wzięłam szczotkę i zaczęłam czesać jej włosy. Robiąc to mamrotałam coś w stronę mojego konia. Pewnie ktokolwiek przyglądający się mi z zewnątrz pomyślałby, że jestem wariatką. Mam jednak nadzieje, że nikt niepowołany mnie nie widział, ani nie widzi.
Po wyszczotkowaniu Caro, wyszłam ze stajni i ruszyłam w stronę domu. Cicho weszłam do środka i skierowałam się w stronę pokoju.
- Madeliene. - usłyszałam głos matki. - Masz gościa, dziecko.
Żeby tylko nie on. Weszłam wolnym krokiem do salonu. Spojrzałam na kanapę, a na niej siedział nie kto inny tylko Nicholas. Na moje nieszczęście.
- Witaj Nicholas. - powiedziałam najbardziej oschle jak tylko potrafiłam.
- Witaj ukochana. - odparł Nicholas, na co prawie cofnęło mi się poranne śniadanie.
- Stało się coś? Pytam się, bo nie wiem czemu zawdzięczam twoją obecność tutaj dzisiaj o stosunkowo wczesnej porze.
- Stęskniłem się. Czy to takie trudne do zrozumienia?
Naprawdę, zaraz mu coś zrobię. Tak jest mi zawsze dobrze, gdy siedzę w Londynie, nie widzę jego twarzy, nie słyszę zgryźliwych tekstów matki.
- Oj to bardzo miłe z twojej strony. - wymusiłam uśmiech. - Widzę, że mama cię już obsłużyła, wiec nie muszę już proponować herbatki. Nie mniej jednak muszę cię przeprosić, bo bardzo zle się czuję i po prostu nie mam dzisiaj sił.. - ani tym bardziej chęci.. Pomyślałam sobie - aby z tobą spędzić czas. - tak nudno jak zwykle .. Pomyślałam ponownie.
- Oczywiście szanuję Twoje zdanie najdroższa, dlatego nie będę Ci przeszkadzał. Idź i odpocznij.
Dzięki za pozwolenie. Zaśmiałam się w duchu. Jakiś ty dobroduszny. Niesamowite.
Pobiegłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Nie chciałam żeby ktokolwiek mi przeszkadzał. Chciałam być sama. Może powinnam jechać do ojca wracając z Londynu, a nie do matki. Tak to już jest jak trzeba wybrać, do którego z rodziców ma się jechać, gdy są rozwiedzeni. Nie dziwię się, że ojciec rozwiódł się z matką. Nie mógł wytrzymać jej nachalnego charakteru i zgryźliwych tekstów. W jaki sposób określiła ją babcia, gdy ojciec oznajmił jej, że się rozwodzą, mianowicie "Bogu niech będą dzięki. Synku, w końcu przejrzałeś na oczy. Zabieraj dziewczynki, a jej daj jakaś mała posiadłość i zostaw samą. Nigdy jej nie lubiłam, wiedz to." Tak, babcia jej dosłownie nie znosiła. Może dlatego nie powiedzieli jej nic o moim wspaniałym "związku" z Nicholasem, bo prawda jest taka, mimo iż ojciec się na to zgodził, to kto wybrał mi przyszłego męża? Nikt inny tylko matka. Może powinnam poinformować babcię, kogo mi znaleźli.
Spoglądałam na pięknie świecące wiosenne słońce za oknem, którego promienie wpadały przez moje drzwi balkonowe do pokoju, wprost na moje łóżko, co nie pozwalało mi zasnąć. Nie miałam ochoty tutaj dłużej siedzieć. I tak mnie tu nic nie trzymało prócz Caro. Wstałam z łóżka, podeszłam do szafy i spakowałam swoje wszystkie rzeczy. Wzięłam telefon i wybrałam numer do ojca.
- Witaj Madeliene. - usłyszałam głos ojca w słuchawce. - Czego potrzebujesz moja droga?
- Witaj tato. Mógłbyś przysłać kogoś po wszystkie moje rzeczy od matki, także po moją ukochaną Caro i zabrałbyś je do siebie. Nie chcę więcej tutaj przyjeżdżać, będę przyjeżdżała do Ciebie. Nie mów nic matce, tylko wyślij służbę i niech zrobią to o co Cię proszę.
- Skąd taka nagła zmiana dziecko?
- Długa historia, zapewne kiedyś Ci wszystko wytłumaczę.
- Dobrze. W takim razie, zrobię tak jak sobie życzysz. Ale teraz muszę kończyć, mam spotkanie.
- Oczywiście. Do zobaczenia.
Rozłączył się. Odłożyłam telefon i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i wychodząc na dwór, skierowałam się do stajni. Przygotowałam rzeczy Caro i stanęłam przed koniem.
- Wyjeżdżamy na nasze stare śmieci. Nie będziemy tutaj więcej siedzieć. Wrócisz do swojej rodzinki. - pogładziłam ją po pysku.
Całe szczęście, mała posiadłość matki była oddalona kilkanaście kilometrów od babci, a od ojca jeszcze dalej, ponieważ jego posiadłość znajduje się w przeciwnym kierunku.
Wróciłam do domu. Poszłam do pokoju. Wzięłam rzeczy podręczne i wyszłam ponownie z domu, gdzie czekał na mnie kierowca ojca.
- Witam księżniczkę. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witaj Patric, miło cię widzieć. - odwzajemniłam uśmiech.
- W końcu panienka wraca do domu ojca?
- Zabrzmiało to bynajmniej tak jakbym umierała -zaśmiałam się - No, ale tak, zgadza się. Zdecydowanie zbyt długo to odwlekałam.
Weszłam do środka samochodu. Patric zamknął za mną drzwi i sam wsiadł od strony kierowcy. Ruszyliśmy w drogę.
Po niecałej godzinie zajechaliśmy na miejsce. Wyszłam z samochodu i głęboko odetchnęłam. Poczułam się wolna. Wolna od problemów związanych z matką i Nicholasem. Nie chciałam dalej wracać do tego myślami. Chciałam zacząć żyć swoim życiem. Nie chciałam żeby ktoś kierował mną i moimi uczuciami.
- Madie! - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam. Na schodach wejściowych stała moja młodsza siostra Rebecca.
- Becca! Cześć kochanie! Jak żyjesz skarbie? - mówiąc to podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Tęskniłam. Bardzo mocno. - posmutniała.
- Oj, skarbeńku. Ja też tęskniłam. - przytuliłam ją ponownie.
Becca była ode mnie sześć lat młodsza, więc miała dopiero piętnaście lat. Mimo stosunkowo dużej różnicy wieku, byłyśmy ze sobą bardzo zżyte i nawzajem, w miarę możliwości, sobie pomagałyśmy.
- Kochanie jak w szkole? Opowiadaj. Masz jakiegoś przystojniaka na oku? - zaśmiałam się.
- A nic ciekawego. - odparła. - Hmm, właściwie to jakiś tam się kręci. - zaśmiała się.
- No proszę, ale Becca, czy to nie za wcześnie na jakiekolwiek związki? - spojrzałam na nią.
- Czy ja mówię od razu, że jestem w związku?
- Przecież wiesz, że żartuję. Znajdź sobie jakiegoś i nie słuchaj rodziców, niech oni za Ciebie nie wybierają.
- Ale przecież za Ciebie wybrali.
- To już inna sprawa. Taki już mój los.
- Wcale nie musisz wychodzić za Nicholasa. Dobrze to wiesz.
- Jasne kochanie. Weź i powiedz to matce.
- A co ona ma do tego z kim spędzisz resztę swojego życia? Czy to nie Ty zawsze mi powtarzałaś, że bez miłości się nie da z kimś żyć?
- Niby i tak mówiłam.
- Nie niby, tylko tak było. Dlatego nie słuchaj matki. Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa.
- Postaram się. Ale może Nicholas jest mi pisany.
- A kochasz go?
- Nie.
- No widzisz. Właśnie sobie odpowiedziałaś na swoje pytanie.
- Jesteś zbyt dojrzała jak na swój wiek. - zaśmiałam się.
- Przesadzasz. - puściła mi oczko. - A teraz chodź i rozgość się na nowo w swoim pokoju. - złapała mnie za rękę i pociągnęła na górę.





















____________________________________________________________________________
Pierwszy rozdział już za Wami :) Zachęcam do komentowania, bo co to za blog, gdzie czytelnicy nie wyrażają swojej opinii? Żaden. Mi osobiście Wasze komentarze poprawiają humor i dodają coraz więcej chęci do pisania. Także liczę na nie! W końcu to tylko kilka sekund, poświęconych z Waszej strony. Xx

niedziela, 10 listopada 2013

ZWIASTUN BLOGA!

Zapraszam na obejrzenie zwiastunu. Wykonany przez mojego brata. Mam nadzieję, że zachęci do czytania. Xx LINK

sobota, 9 listopada 2013

Prolog

Współczesny obraz szekspirowskiego dramatu Romeo i Julia z nieco inną fabułą i zakończeniem.
Ona, dziewczyna z wyższych sfer, rodzice wybrali jej już męża, jednak ona go nie kocha, chciałaby poczuć to prawdziwe uczucie. On, zwykły chłopak z małego, angielskiego miasta. Szuka tej jedynej, wie że gdzieś już na niego czeka. Ona, wychowana w rodzinie pełnej reguł i zasad. On, wychowany w domu pełnym miłości i zrozumienia. Ona, żyje pod ciągłą presją rodziny. On, żyje z dnia na dzień, wolny jak ptak. Ona, chce uciec i znaleźć zrozumienie. On, chce znaleźć kogoś, kto będzie wiedział o nim więcej niż jego przyjaciele i rodzina.
Czy tak dwa rożne światy znajdą między sobą porozumienie? Co ich połączy? I jakie będą tego skutki? Czy im się uda?










________________________________________________________________________
Cześć wszystkim! Udało się umieścić posty! Jestem szczęśliwa. Jeżeli chodzi o to, jaki jest ten, a w zasadzie jaki będzie ten blog to już Wy ocenicie. 
Buziaki! Xx

BOHATEROWIE

BOHATEROWIE PIERWSZOPLANOWI:

Madeliene (Madie) Louise Windsor - 
księżniczka, wnuczka królowej Anglii, po linii ojca związana z rodziną królewską (jej ojciec jest synem królowej); ma 21 lat i studiuje prawo; urocza i pewna siebie dziewczyna, wie czego chce i dąży do wyznaczonych przez siebie celów, pragnie być szczęśliwa. Jej pewność siebie odbierana jest czasem jako wywyższanie się, jako bycie lepszym niż inni, jednak poznając ją bliżej, można przekonać się, że jest pełna empatii i nigdy nie czuje się lepsza niż ktokolwiek z kim rozmawia, czy gdy kogoś poznaje; uwielbia jazdę konną i golfa; jej ukochanymi zwierzątkami są: konie, psy i koty.; ma młodszą siostrę; rodzice wybrali jej męża, jednak ona go nie kocha, chciałaby naprawdę się zakochać;

Harry Styles - 
student prawa; ma 22 lata; zwykły, spokojny chłopak z małego miasta Holmes Chapel w Anglii; w czasie studiów przebywa w Londynie; ma czterech najlepszych przyjaciół z dzieciństwa, którzy studiują w tym samym mieście, ich wspólną pasją jest muzyka, mają zespół, ale nie marzą o sławie; kręcą się wokół niego dziewczyny, gdyż jest przystojnym mężczyzną, jednak on czeka na tą jedyną; wie, że jak ją spotka, od razu będzie wiedział, ze to właśnie ona;


BOHATEROWIE DRUGOPLANOWI:


księżniczka Rebecca (Becca) Francesca Windsor - młodsza siostra Madie

lady Charlie Anna Ogilvy - przyjaciółka i daleka kuzynka Madie




Niall Horan - przyjaciel Harry'ego

Liam Payne - przyjaciel Harry'ego

Zayn Malik - przyjaciel Harry'ego

Louis Tomlinson - przyjaciel Harry'ego


lord Nicholas Windsor - przyszły mąż, daleki kuzyn, 
*takie pokrewieństwo nie przeszkadza w zawarciu związku małżeńskiego*







oraz

książę Yorku Andrew Windsor i Sarah McColton (rodzice)
Anne Twist, Gemma Styles i inni.




*Imiona i nazwiska, a także wygląd bohaterów jest jedynie "wypożyczony" od ich prawdziwych właścicieli, ich życie całkowicie się różni.*
*na potrzeby bloga zostały zmienione imiona głównej bohaterki oraz jej siostry*

czwartek, 7 listopada 2013

INFORMACJA!

Z niepowołanych przyczyn, jestem zmuszona dodać trochę pózniej prolog i bohaterów, możliwe, że także rozdział I. Jeżeli mój dostęp do internetu 09.11. będzie możliwy wszystkie 3posty pojawią się tego dnia. Jeśli nie, spróbuję dodać je dzień póżniej, mianowicie 10.11.
Całusy. Xx
Liczę na wyrozumiałość. ;)

niedziela, 3 listopada 2013

JUŻ WKRÓTCE!

Serdecznie zapraszam na nowe opowiadanie. "Story Of My Life. Madeliene and Harry."
Bohaterowie i Prolog pojawią się 08.11. w godzinach wieczornych, a rozdział pierwszy dzień później, 09.11. również w godzinach wieczornych.
Rozdziały będą dodawane w różnych odstępach czasowych, ze względu na natłok zajęć, kolokwiów i wejściówek, jakie mam na uczelni, dlatego bardzo proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że ten blog będzie inny niż wszystkie, a zarazem ciekawy jak większość.
Zapraszam.
Martyna.

O więcej informacji *jeżeli macie jakieś pytania* piszcie na tt: @marcy_offic ;)